Na południowym-wschodzie Turcji doszło wczoraj do katastrofy samolotu tureckich linii lotniczych. Na pokładzie maszyny było prawie 80 osób. Parę godzin wcześniej w katastrofie lotniczej w Stanach Zjednoczonych zginęło 21 osób.

Turecki samolot leciał ze Stambułu do miasta Diyarbakir na południowym-wschodzie kraju. Do katastrofy doszło podczas podchodzenia do lądowania. Wiadomo, że przeżyły 4 osoby. Zabrano je do szpitala. Na miejscu bez przerwy pracują ekipy ratunkowe. Jednak zginęły prawdopodobnie 74 osoby. Poinformował o tym minister spraw wewnętrznych Turcji. Nie jest też jasne, co mogło być przyczyną tragedii.

Wcześniej niewielki samolot pasażerski z 21 osobami na pokładzie rozbił się wkrótce po starcie z lotniska Charlotte w Północnej Karolinie. Maszyna spadła na lotniskowy hangar. Nikt nie przeżył - mówi Jerry Orr, dyrektor lotniska. Dodał też, że nikt nie zginął na ziemi. Wcześniej podejrzewano, że w hangarze, na który spadł samolot, mogły być dwie osoby, ale odnaleziono je w innej części lotniska. Samolot przewoził 19 pasażerów i 2 członków załogi.

Nie wiadomo, co było przyczyną katastrofy. W czasie startu panowała bardzo dobra pogoda. Chwilami wiał jednak silny wiatr. Pilot nie zgłosił wieży kontroli lotów, że ma jakieś problemy.

Samolot nie był stary. Latał dopiero 8 lat i powietrzu spędził około 15 tysięcy godzin.

Samolot należał do lokalnych linii Air Midwest/US Airways Express.

Foto: Archiwum RMF

07:35