Prezydent Argentyny Fernando de la Rua podał się do dymisji po tym, jak państwo pogrążyło się w finansowym i politycznym chaosie. Mimo dymisji prezydenta wciąż trwają zamieszki. Walki z policją toczą się m.in. w stolicy kraju, Buenos Aires. Policja w samej prowincji Buenos Aires zatrzymała ponad 1200 osób.

"Prezydent powiedział mi, że w obecnej sytuacji nie ma innego wyjścia i że zamierza złożyć swą rezygnację na ręce Kongresu" – mówił jeden z argentyńskich senatorów. Wcześniej prezydent w specjalnym wystąpieniu zwrócił się do opozycji o stworzenie rządu jedności narodowej i zaznaczył, że jeśli opozycja odmówi on zrezygnuje ze stanowiska. Dymisja prezydenta de la Rua nastąpiła po dwóch dniach gwałtownych zamieszek wywołanych fatalną sytuacją gospodarczą kraju. Zginęły już co najmniej 22 osoby a kilkaset zostało rannych. Sytuacji nie uspokoił, a wręcz zaognił - stan wyjątkowy, który obowiązuje w Argentynie od dwóch dni Nie pomogła też dymisja ministra gospodarki, Domingo Cavallo. To właśnie jego obarcza się winą za obecny kryzys.

Mimo dymisji prezydenta, wciąż trwają zamieszki. W Buenos Aires grupa demonstrantów podpaliła siedzibę ugrupowania prezydenta - Obywatelskiej Unii Radykalnej. Inni próbowali spalić restaurację McDonalds'a, ale zostali wyparci przez policję. Atakowano nawet karetki, zwożące do szpitali rannych uczestników zajść. Na centralnym Plaza de Mayo zebrały się grupki młodzieży, które świętowały odejście prezydenta i biły się z policją. Policja, dzięki specjalnym przepisom stanu wyjątkowego, przystąpiła do aresztowań. W samej prowincji Buenos Aires zatrzymano ponad 1200 osób. Interweniujące oddziały używają gazu łzawiącego i gumowych kul.

Co doprowadziło do tak głębokiej zapaści finansowej w Argentynie? To pytanie zadaliśmy wybitnemu ekonomiście, profesorowi Stanisławowi Gomułce: „To była rozrzutna gospodarka – pożyczała za dużo za granicą, był duży deficyt budżetowy, była nieprzejrzystość w tym, jak firmy zbierały dane statystyczne. W rezultacie kraj się zapożyczył na sumę tak dużą, że nie jest w stanie obsłużyć tego. Przypomina się zresztą sytuacja Polski sprzed 20 lat. Po latach 70. rząd też miał kłopoty z obsługą długu zagranicznego – zmniejszał wtedy pracę i podwyższał ceny. Ludzie też wyszli na ulice”. Zdaniem profesora Gomułki sytuacja Argentyny jest o tyle trudna, że ludzie tam mieszkający nie chcą już więcej wyrzeczeń. „Myślę, że ani banki zagraniczne, ani Międzynarodowy Fundusz Walutowy nie będą teraz chciały kredytować i prawdopodobnie tam dojdzie do ogłoszenia bankructwa – mówimy, że owszem, mamy długi, ale przez jakiś czas nie będziemy ich spłacać, możemy nawet żądać zmniejszenia tych długów” – dodaje profesor Gomułka. Wydarzenia w Argentynie zaniepokoiły prezydenta Stanów Zjednoczonych, George W. Busha. Rzecznik Międzynarodowego Funduszu Walutowego wykluczył, że jakiekolwiek instytucje finansowe przyczyniły się do katastrofalnej sytuacji argentyńskiej gospodarki.

08:50