W tej sprawie są wielkie pieniądze, wielka polityka, zaplątane układy i zawiedzeni inwestorzy. Rozkręca się sprawa podupadłej firmy GetBack. Spółka, która ściągnęła na rozwój od inwestorów dwa i pół miliarda złotych, zajmowała się skupem starych wierzytelności i - według niektórych komentatorów - popadła w kłopoty, bo bezskutecznie liczyła na wycofanie nowych przepisów, które skracają okres przedawnienia długów.

Na wracającego z Izraela byłego prezesa GetBacku Konrada K. czekali w sobotę na lotnisku agenci CBA. Dzień wcześniej, po publikacji prasowej, szef kancelarii premiera potwierdził, że szef GetBacku zwracał się w listach do premiera o setki milionów państwowej pomocy. 

Konrad K. miał przy tym używać dwóch argumentów. Po pierwsze obiecywać, że w zamian za finansowy ratunek, międzynarodowi właściciele kierowanej przez niego firmy zrezygnują z dwóch miliardów złotych, przyznanych im przez arbitraż w Sztokholmie, w związku z decyzją Komisji Nadzoru Finansowego sprzed kilku lat. Chodziło o spór dotyczący kontroli nad jednym z banków w Polsce. Komisja, kierowana wtedy przez wcześniejszego zastępcę Hanny Gronkiewicz-Waltz w warszawskim ratuszu, nakazała międzynarodowym właścicielom pozbycie się udziałów w banku. Mimo że później z nakazu się wycofała, właściciele musieli sprzedać udziały, ale zaskarżyli polskie władze do arbitrażu, który uznał ich racje i nakazał wypłatę astronomicznego odszkodowania.

Oprócz marchewki, w liście mowa była też o kiju. Ten drugi argument dotyczy strat wizerunkowych, które według byłego szefa GetBacku, miałyby czekać ekipę PiS w razie upadku firmy. W liście Konrad K. wskazuje na "ryzyka polityczne i społeczne" oraz wspomina, że można jeszcze zapobiec "potencjalnemu kryzysowi wizerunkowemu obozu wolnościowego, który spółka bardzo aktywnie jednocześnie transparentnie wspiera". W nowym tygodniu możemy spodziewać się dalszych oznak wizerunkowego kryzysu, któremu zapewne będzie aktywnie pomagać opozycja.

Poza możliwymi kolejnymi politycznymi reakcjami na sprawę GetBacku, możemy w nowym tygodniu spodziewać się rządowej odpowiedzi na wyniki referendum w Baranowie. Rządowy pełnomocnik do spraw budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego już ostrzegł, że rząd nie musi wcale kierować się wynikiem gminnego plebiscytu, ale też zapewnił, że opinia mieszkańców będzie wzięta pod uwagę. 

Przy okazji celnych salw na amerykańsko-chińskiej wojnie handlowej, warto odnotować, że odwetowe bariery stawiane przez Chińczyków towarom z USA, mogą stwarzać szanse również dla polskich przedsiębiorców. Tymczasem wartość naszego importu z Chin zbliża się do 20 mld dolarów, podczas gdy polski eksport do Chin jest mniej więcej dziesięć razy mniejszy. Oczywiście nie zarzucimy Chińczyków samolotami, SUV-ami, soją ani whisky, ale po wprowadzeniu ceł na amerykańskie produkty, tworzy się dodatkowa przestrzeń na chińskim rynku również np. dla polskich wyrobów produktów spożywczych. Chiny to oczywiście potęga eksportowa, ale też ogromny i szybko rosnący rynek spragniony towarów dobrej jakości. Polscy eksporterzy będą mieli okazję zaprezentować się na gigantycznych targach dla eksporterów jesienią w Szanghaju.