W połowie roku na Śląsku ruszyła pierwsza prywatna kopalnia. Wcześniej, jako państwowa, „Jadwiga” została zlikwidowana. Były dyrektor kopalni, obecnie poseł SLD Jan Chojnacki wspólnie z grupą biznesmenów wydobywa to, co zostało w zlikwidowanej kopalni. Sprawę zamknięcia kopalni Najwyższa Izba Kontroli podaje jako przykład źle wydanych publicznych pieniędzy.

W stosunku do historii „Jadwigi” można zastosować porównanie do słynnych spółek nomenklaturowych z końca lat ’80: zarządzający państwowymi firmami stawali się ich właścicielami i nagle to, co przynosiło straty, zaczynało napełniać kieszenie.

Jednak poseł Chojecki zdecydowanie odrzuca wszelkie posądzenia o nomenklaturowość przedsięwzięcia. Byłem przeciwko zamknięciu „Jadwigi”, dlatego mnie usunięto - mówi. Przedstawia siebie jako rzutkiego biznesmena z pomysłem. Nie ukrywa, że ma zamiar rozszerzyć działalność i wydobywać węgiel w innych zlikwidowanych kopalniach.

Dziwić może nieco to, że wydobycie węgla nierentowne w państwowych kopalniach, daje spore zyski w prywatnej. Jednak zagadka nie jest trudna do rozwiązania:

poseł nie inwestuje, tylko dzierżawi, nie ma "na głowie” związków zawodowych, nie tworzy też nowych miejsc pracy. Praktycznie on nie zatrudnia ludzi, którzy szukają pracy, on zatrudnia tych ludzi, którzy odeszli z górnictwa na górniczy pakiet socjalny, luby tych, którzy są na emeryturach - mówi Jarosław Grzesik, związkowiec z Bytomskiej Spółki Węglowej.

Dlatego właśnie część ekspertów twierdzi, że prywatyzacja kopalni nie jest dobrym rozwiązaniem. Prywatne kopalnie byłyby wrogiem nr 1 państwowego górnictwa, bo tam nikomu nie zależałoby na zmianach.

Foto: Archiwum RMF

15:35