"Po wyborach prezydent rozpocznie konsultacje ze wszystkimi ugrupowaniami i zorientuje się, kto ma szanse na wotum zaufania. Ważne są możliwości koalicyjne" - mówi Tomasz Nałęcz w Kontrwywiadzie RMF FM. "Warto stworzyć taką koalicję, w której premier nie będzie wysyłał za wicepremierami CBA" - dodaje.

Konrad Piasecki: Prezydencki doradca Tomasz Nałęcz, dzień dobry

Tomasz Nałęcz: Dzień dobry

Prezydent na Wall Street, giełdy w dół i to bardzo. Coś nie przynosi giełdom szczęścia ten nasz prezydent?

Prezydent jest znaczącym politykiem, także w skali światowej, ale nie ukrywajmy, nie ma mocy sprawczej na giełdzie w Nowym Jorku.

Nie mogliście paru inwestorów przekonać, żeby rzucili kilkanaście miliardów dolarów, żeby prezydent opromienił swoim blaskiem giełdy?

Dawno minęły czasy, kiedy się to robiło. A poza tym to jest poza sferą możliwości.

Duży błąd.

Oczywiście to nie są dobre informacje, które płyną z giełdy, ale to dobra informacja, że prezydent należy do grona polityków zapraszanych w takie miejsca.

Czy prezydent jest gotów na owocną współpracę z premierem Kaczyńskim?

Prezydent nie musi tutaj składać żadnych deklaracji dodatkowych, bo prezydent od roku wyciąga rękę do współpracy, do każdego. Także do Jarosława Kaczyńskiego, bo w pracy dla kraju nie ma miejsca na osobiste fobie, urazy. Także tutaj jest jasne.

Prezes PiS-u mówi: mam nadzieję, że prezydent zrozumie sens wyniku wyborów, który da im to premierostwo i będzie też chciał współpracować. Zrozumie i będzie?

Na pewno zrozumie i na pewno nie tak jak prezes Kaczyński zrozumiał sens wyborów prezydenckich. Prezydent jest oczywiście lojalny wobec Polaków, wobec wyniku wyborczego, nie bierze udziału w kampanii wyborczej. To Polacy mają zdecydować o tym. Także na pewno prezes Kaczyński może liczyć na lojalną współpracę z prezydentem. Życzę prezesowi, żeby też lojalnie mógł z prezydentem współpracować.

Czy ta lojalność prezydencka każe wykuwać hasło, że szef zwycięskiego ugrupowania zostanie premierem i to będzie zasada święta?

Nie ma takiej zasady w polskiej polityce. Do tej pory większość polskich premierów to nie byli szefowie zwycięskiego ugrupowania.

Większość to chyba nie.

Ależ oczywiście, możemy to wyliczyć.

Zrobił pan badania statystyczne?

Sprawdzałem, sprawdzałem.

Jeśli pan sprawdził, wierzę.

Przypomnijmy. W 2005 roku kiedy PiS wygrał wybory prezydent Kwaśniewski mianował szefem rządu Kazimierza Marcinkiewicza.

To pamiętam.

Właśnie.

Ale potem tradycja się trochę zmieniła.

Takiej zasady nie ma. to jest jeden z takich mitów. Nieprawdziwych, że tak jest w polskiej polityce, że to szef zwycięskiego ugrupowania dostaje misję tworzenia rządu. Konstytucja stawia jeden warunek utworzenia rządu z którym musi się liczyć prezydent: to musi być osoba, która ma szansę na wotum zaufania w parlamencie, czyli większość w parlamencie.

Panie profesorze, czyli jaki z punktu widzenia Pałacu Prezydenckiego będzie ten powyborczy scenariusz? Co zrobi prezydent? Na ile on będzie aktywnym graczem przy tym stoliku układania nowego rządu?

To jest scenariusz bardzo precyzyjnie opisany w konstytucji.

Ale konstytucja nie precyzuje, na ile prezydent ma być aktywnym graczem, a na ile ma być akuszerem nowej koalicji.

Ale konstytucja, w tym pierwszym ruchu, to prezydentowi powierza misję formowania rządu. Żeby taki rząd nie tylko powołać, ale żeby to był rząd, który może trwale rządzić Polską, prezydent musi się zorientować, jaka jest szansa na większość parlamentarną.

No ale jeśli do Pałacu Prezydenckiego przyjdzie Jarosława Kaczyński - zakładamy, że wygrany - i powie: "Panie Prezydencie, ja skonstruuję tę większość, proszę mi powierzyć misję tworzenia rządu", to co zrobi Bronisław Komorowski?

Miejmy nadzieję, że pan prezes Kaczyński przyjdzie, bo do tej pory pod pałac przychodzili tylko jego zwolennicy z inwektywami.

Jak sprowadzicie Baracka Obamę, to na pewno przyjdzie, bo przy takich okazjach pojawia się w pałacu.

Marzyłaby mi się taka sytuacja, żeby niekoniecznie pan Kaczyński wychodził do Baracka Obamy, tylko żeby też wiedział, że w tym gmachu jest prezydent Polski. Natomiast mówiąc już bez złośliwości, wyobrażam sobie to w ten sposób, że kiedy Państwowa Komisja Wyborcza ogłosi oficjalnie wynik wyborów, to prezydent przeprowadzi serię konsultacji z panem Kaczyńskim, z liderami innych ugrupowań parlamentarnych i z tych konsultacji prezydent się zorientuje, kto ma szansę na wotum zaufania w parlamencie. Bo żeby utworzyć rząd, trzeba mieć wotum zaufania w parlamencie.

I liderowi tego ugrupowania powierzy misję tworzenia rządu, nawet jeśli - a mówi się o takim scenariuszu - Platforma nie będzie aż tak bardzo przekonana, czy to Donald Tusk ma być premierem?

Jestem przekonany, że prezydent będzie działał bardzo odpowiedzialnie i że decyzję o utworzeniu rządu podejmie po konsultacjach z ugrupowaniami parlamentarnymi. Bo z tych konsultacji jednoznacznie pojawi się wniosek, kto ma szansę na trwałe rządzenie Polską.

Panie profesorze, skoro Jarosław Kaczyński jest gotów do współpracy, to może przetestować go i wysłać ponownie zaproszenie do Rady Bezpieczeństwa Narodowego? Prezydent lubi przed wyborami zwoływać posiedzenia RBN.

(westchnięcie) Myślę, że to nie ma sensu. To byłoby jednak branie udziału w grze wyborczej, a prezydent jest od tego jak najdalszy. Jaki był Jarosław Kaczyński przez ten rok, to wszyscy widzieli. Czy się zmienił? Zobaczymy.

Zmienił się jak widać

Rok temu też się zmienił, jak się okazało, nieskutecznie. Zobaczymy więc, czy ten łabędzi śpiew pod adresem prezydenta, to tego typu deklaracje, jak pod kierunkiem Józefa Oleksego, że to jest bardzo miły, sympatyczny polityk lewicowy średnio-starszego pokolenia. Zobaczymy, czy ta miłość do pana prezydenta przetrwa czas wyborów.

Warto tworzyć koalicję "wszyscy przeciwko PiS-owi", jeśli będzie taki wynik wyborów, który tylko taką koalicję będzie zwiastował?

Myślę, że nie warto się kierować żadnymi urazami. Prezydent się z pewnością nimi nie kieruje. Warto tworzyć koalicję programowe, które mają szanse na tworzenie rządu. Warto tworzyć takie koalicje, w których premier nie będzie wysyłał CBA za wicepremierami, bo to nie ma sensu. To się nie sprawdziło w latach 2005-2007.

Widzi pan dzisiaj w SLD, jako jego były polityk, wartego grzechu koalicjanta?

Jako historyk parlamentaryzmu wiem, że tym najważniejszym architektem koalicji parlamentarnych jest arytmetyka. To musi być bezwzględna większość w sejmie, liczyła się więc będzie liczba posłów w poszczególnych klubach. Wierzę w deklaracje premiera Tuska, że chce koalicji z PSL-em. Jeśli nie starczy tych głosów, to premier będzie się musiał oglądać za innymi koalicjantami.

Niezależnie od nastrojów i niezależnie od sondaży nie będzie żadnych gestów poparcia i sympatii politycznej przed wyborami ze strony prezydenta?

Nie, prezydent działa aktywnie tylko na rzecz frekwencji wyborczej, natomiast z racji konstytucji w wyborach, prezydent jest wielkim niemową, gdyby prezydent opowiedział się za jakimś konkretnym ugrupowaniem, nawet najbliższym jego sercu, naruszyłby jednak ducha konstytucji.

Serce nie bije mu po stronie Platformy? O prezydencie Kwaśniewskim wszyscy wiedzieli, że serce bije mu po lewej stronie

Przecież, gdybyśmy zrobili w tej chwili sondę wśród słuchaczy radia RMF, na kogo obywatel Komorowski zagłosuje, to przecież wynik tego sondażu byłby jednoznaczny, bo słuchacze są mądrymi ludźmi. Prezydent Komorowski rozdziela jednak funkcjonowanie obywatel Komorowskiego i prezydenta Komorowskiego. Prezydent nie angażuje się w wybory w żaden sposób poza działaniami zmierzającymi do optymalnej frekwencji wyborczej.