„Są bardzo do siebie podobni fizycznie. Jest to para bardzo fajnych dzieci” – mówi o rozdzielonych w warszawskim szpitalu syjamskich bliźniętach anestezjolog, doktor Bogumiła Wołoszczuk-Gębicka. W rozmowie z Mariuszem Piekarskim opowiada, jak przebiegała operacja rozdzielenia maluchów i co czeka ich w najbliższej przyszłości. „Na karmienie przez mamę piersią jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Oni mają jeszcze dużo przed sobą, dużo pracy do wykonania. My też” - dodaje.

Mariusz Piekarski: Pani obserwuje chłopców. Są tacy sami? Zachowują się tak samo po rozdzieleniu?

Dr Bogumiła Wołoszczuk-Gębicka, kierownik oddziału Anestezjologii i Intensywnej Opieki Pooperacyjnej szpitala przy Litewskiej w Warszawie: Są bardzo do siebie podobni fizycznie i są bardzo fajni. Jest to para bardzo fajnych dzieci.

A czy ci chłopcy po rozdzieleniu się szukają?

Chyba jednak nie. Chyba wolą mieć dość przestrzeni wokół siebie, jakkolwiek na tych zdjęciach, które widzieliśmy, i które były wykonane bezpośrednio po ich urodzeniu, oni się nie odpychali, oni się raczej przyciągali do siebie, przytulali.

A teraz - jak na nich pani patrzy? Nie brakuje im brata?

Nie, nie. Myślę, że nie brakuje im brata.

A w jakim są stanie medycznym?

W takim stanie, jak każdy noworodek po brzusznej operacji, w trzy dni po zabiegu operacyjnym - trochę śpiące, trochę pewnie słabe.

Czy już reagują na jakieś bodźce?

One są wybudzone, reagują na głos, na dotyk, światło - to jest normalna ich reakcja. Natomiast kontaktu z noworodkiem jeszcze nie ma.

Co było najtrudniejsze w pracy anestezjologa przy takiej operacji, kiedy mamy do czynienia z dwoma pacjentami połączonymi?

Logistyka, kolejność czynności. Myśmy to bardzo starannie omówili zanim przystąpiliśmy do tego.

Jak się przeprowadza operację rozdzielenia bliźniąt syjamskich, to się operuje jedną osobę czy dwie?

Zdecydowanie dwie. Z tym, że stan jednej osoby wpływa na stan drugiej osoby. Stół operacyjny był jeden, ale aparaty do znieczulenia były dwa.

Dwa zespoły anestezjologów?

Zespół operacyjny był jeden, ale były dwa zespoły anestezjologów. Z tym, że to, co działo się z jednym z bliźniaków wpływało na stan drugiego bliźniaka - koordynacja działań anestezjologów musiała być doskonała.

Czyli jeden był jedynką, drugi był dwójką?

Jeden był różowy, drugi był niebieski. Wszystko, co było przeznaczone dla jednego było oznaczone na niebiesko, a to, co było przeznaczone dla drugiego - było oznaczone na różowo. Nie wiedzieliśmy, jak chłopcy mają mieć na imię, a poza tym nie wiedzieliśmy, który z nich ma być Jan, który z nich ma być Dawid. Tego nie chcieliśmy pomylić, więc nadaliśmy im kodowe oznaczenia.

Pani jest już o nich spokojna?

Prawie. Spokojna będę dopiero wówczas, kiedy będą w domu.

I wtedy wyjdą już jako zupełnie zdrowe noworodki?

Wyjdą jako zdrowe niemowlęta z wadą rozwojową, która będzie wymagała operacji plastycznej, operacji odtwórczej-rekonstrukcyjnej. To nie są zabiegi kosmetyczne, to nie są zabiegi wykonywane po to, żeby człowiek był ładniejszy, tylko po to, żeby mógł normalnie funkcjonować.

Oni w tym momencie sami oddychają?

Tak. Oni od dawna sami oddychają.

A mogą być już karmieni przez mamę po problemach ze wspólną pętlą jelitową?

Na karmienie przez mamę piersią jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Natomiast dostają troszkę pokarmu do żołądka po to, żeby przewód pokarmowy podjął funkcję.

I pracuje?

Próbuje pracować. Oni mają jeszcze dużo przed sobą. Dużo pracy mają do wykonania. My też.