Byłoby skandalem, gdyby pielęgniarki nie były zagłuszane. W siedzibie naczelnej władzy RP pojawiły się osoby obce, przebywające tam nielegalnie i należało uciąć ich sposób komunikowania się z demonstracją na zewnątrz. BOR nie patrzy na, że to są kobiety, które słabo zarabiają - mówił w Kontrwywiadzie RMF FM były marszałek Sejmu i szef MSWiA. Ludwik Dorn dodał, że sam nie wie, jaki jest dziś jego status partyjny; zapewnił też, że Saba, najsłynniejsza suka w Polsce, ma się dobrze.

Konrad Piasecki: Dawno nie słyszany były marszałek Sejmu, były szef MSWiA i były wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości... Do tej "byłości" dołączył pan jeszcze jedną: odszedł pan z prezydenckiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego. To polityczna demonstracja, panie marszałku?

Ludwik Dorn: Nie, to nie jest polityczna demonstracja. Rezygnacji dokonałem spokojnie, po cichu.

Konrad Piasecki: Wysłał pan list do prezydenta.

Ludwik Dorn: To była pisemna rezygnacja, którą jeszcze pod koniec stycznia złożyłem. Pan prezydent w ciągu ostatnich dwóch miesięcy dwukrotnie wypowiadał się publicznie na mój temat. Ja nie chcę przywoływać tych wypowiedzi i do niech się odnosić.

Konrad Piasecki: Ale nie były one szczególnie sympatyczne.

Ludwik Dorn: Przemyślałem je, i z faktów politycznych stworzonych tymi wypowiedziami, wyciągnąłem konsekwencję polityczną, jaką była rezygnacja.

Konrad Piasecki: Czyli to jest tak, że pan odcina kolejne nitki, które łączą pana z braćmi Kaczyńskimi?

Ludwik Dorn: To może u pana jest bezintencjonalne, ale sformułowanie „bracia Kaczyńscy” w 2005 roku wymyśliła Platforma Obywatelska, po czym bardzo konsekwentnie je stosowała, jako narzędzie walki.

Konrad Piasecki: Piękne sformułowanie, oddające w dodatku ich więzy rodzinne. Ale jeśli pan nie przepada za tym określeniem…

Ludwik Dorn: Tak, nie przepadam.

Konrad Piasecki: Dobrze. Czy pan odcina kolejne nitki, które łączą pana z Jarosławem Kaczyńskim i z Lechem Kaczyńskim?

Ludwik Dorn: Nie. Ja po prostu wyciągam konsekwencje dla swojej osoby z wypowiedzi i z działań. Pan prezydent Lech Kaczyński pozostaje prezesem honorowym mojej partii, której jestem członkiem, co prawda zawieszonym. Więc jakaś relacja tutaj istnieje. Pan Jarosław Kaczyński jest prezesem Prawa i Sprawiedliwości, więc też jakaś relacja tutaj istnieje. Aczkolwiek w sposób oczywisty mniejsza i bardziej zdystansowana niż jakiś czas temu.

Konrad Piasecki: Rozmawiamy dwie minuty, a ja właściwie nie wiem. To dlaczego pan wystąpił z tej rady?

Ludwik Dorn: Przecież powiedziałem. Pan prezydent Lech Kaczyński wypowiedział się dwukrotnie na mój temat, a ja z tego wyciągnąłem wnioski.

Konrad Piasecki: Czyli pan został urażony?

Ludwik Dorn: Nie, ja w polityce się nie urażam.

Konrad Piasecki: A uważa pan, że ta rada – w dzisiejszym kształcie – ma w ogóle sens istnienia i sens działania? Rada, w której są „byli”. Były premier, były minister obrony.

Ludwik Dorn: Kształt rady określa głowa państwa wedle swoich zamierzeń i wedle swoich planów. Z powodów oczywistych, także tego, że ta relacja nadal istnieje, ja nie chcę występować w roli recenzenta głowy państwa.

Konrad Piasecki: Rezygnując z funkcji wiceprezesa Prawa i Sprawiedliwości, pan zastanawiał się czy PiS, taki jaki jest dzisiaj, będzie potrafił działać w opozycji efektywnie dla dobra Rzeczpospolitej. Działa efektywnie?

Ludwik Dorn: Jest moim zdaniem za wcześnie na ocenę. Ja też w swoim czasie napisałem, że wypowiedzi i oceny na temat mojej partii zawieszam. Z tego względu, że albo rację ma pan prezes Kaczyński ze swoimi współpracownikami, a mają oni inny punkt widzenia niż ja, albo rację mam ja.

Konrad Piasecki: Jeszcze pan się nie przekonał, kto ma rację?

Ludwik Dorn: Tak, bo ja się nie upieram przy swoich racjach. Natomiast istnieją tutaj różnego rodzaju przesłanki i sądzę, że w ciągu paru miesięcy będę mógł powiedzieć panu prezesowi Kaczyńskiemu „Przyznaję, że miałeś rację”, albo powiedzieć „a widzisz, to ja miałem rację”.

Konrad Piasecki: Tusk się bałwani, Ćwiąkalski się bałwani – pisze pan na swoim blogu, że bałwanią się też Bondaryk, Pitera i Sikorski. A nie uważa pan, że pana partyjni koledzy też się bałwanią, nie przyznając się do zagłuszania pielęgniarek?

Ludwik Dorn: Są dwie rzeczy. Czym innym jest leksyka i związki frazeologiczne, na które można sobie pozwolić w słowie pisanym, zwłaszcza na blogu, a czym innym wypowiedź mówiona.

Konrad Piasecki: To jak pan nazwie to co dzieje się wokół zagłuszania pielęgniarek, jeśli chodzi o taką rejtanowską obronę tej historii przez polityków Prawa i Sprawiedliwości?

Ludwik Dorn: Ja tu nie widzę rejtanowskiej obrony. Może ja przedstawię mój punkt widzenia; otóż moim zdaniem, a jestem byłym szefem resortu spraw wewnętrznych, byłoby skandalem, gdyby panie pielęgniarki nie były zagłuszane przez Biuro Ochrony Rządu, ponieważ ustawa o Biurze Ochrony Rządu nakłada na BOR ochronę osób i ochronę obiektów. W Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, w siedzibie władzy naczelnej Rzeczypospolitej pojawiły się osoby obce, przebywające tam nielegalnie i należało uciąć ich sposób komunikowania się z demonstracją na zewnątrz. Nie patrzę na to, że to są kobiety, które słabo zarabiają, BOR ma obowiązek - z ustawy widzieć tam intruza.

Konrad Piasecki: To dlaczego Jarosław Kaczyński nie powiedział tego pierwszego dnia po tym jak ta afera wybuchła?

Ludwik Dorn: To nie jest pytanie do mnie.

Konrad Piasecki: Ale jak pan myśli? Dlaczego to jest takie no pasaran, nie oddamy nawet guzika od munduru, bo jak się raz przyznamy, to już nas zabiją.

Ludwik Dorn: Nie wiem, proszę w tej sprawie zwrócić się albo do samego prezesa PiS-u albo do jego współpracowników. Ja przedstawiłem swój pogląd. Nie wiem, jak tam było, gdyby nie było przecięcia kabla komunikacji telefonicznej pomiędzy przywódczyniami demonstracji, które przebywały wewnątrz gmachu i światem zewnętrznym, to BOR działałby źle, a to, co w tej sprawie w tej chwili wyprawia Donald Tusk, te słynne nocne narady, to można powiedzieć, że sam swojemu rządowi robi źle. Jeżeli pojawi się sytuacja podobna albo jeszcze bardziej dramatyczna, to zarówno wśród funkcjonariuszy służb, jak i polityków będzie istniał strach przed podjęciem oczywistej decyzji.

Konrad Piasecki: Czy żyje pan w przekonaniu, że panowie Karski i Suski - strażnicy partyjnej dyscypliny lada dzień wyrzucą pana z Prawa i Sprawiedliwości?

Ludwik Dorn: Nie chcę za dużo mówić o sprawach wewnętrznych mojej partii. Powiem tylko tyle, że mój status partyjny dla mnie samego jest tajemnicą. W „Kronice wypadków miłosnych” Tadeusz Konwickiego jest taki dziadek, który leży na piecu i od czasu do czasu mówi, dlaczego nikt mnie o niczym nie informuje? Otóż w Prawie i Sprawiedliwości ja jestem takim schorowanym dziadkiem leżącym na piecu, który od czasu do czasu się skarży dlaczego mnie nikt nie informuje?

Konrad Piasecki: Czy leżący na piecu dziadek słyszał o umorzeniu 700-tysięcznego długu wobec Skarbu Państwa Porozumienia Centrum

Ludwik Dorn: Rzuciłem okiem na „Gazetę Wyborczą”…

Konrad Piasecki: ..która to dzisiaj opisuje…

Ludwik Dorn: …tu w lokalu RMF FM i powiem tyle: nie znam tej sprawy, a nie chcę się wypowiadać na temat wiarygodności tych doniesień, bo już w „Gazecie Wyborczej” czytałem o morderstwach laptopów, więc póki tej sprawy nie poznam, nie będę się na jej temat wypowiadał.

Konrad Piasecki: Panie marszałku, jeszcze na koniec pytanie lżejszej natury: co słychać u najsłynniejszego psa roku 2007, czyli u Saby?

Ludwik Dorn: A dziękuję, ma się dobrze, prosi, by przekazać panu i opinii publicznej, że marzy o tym, by z suki publicznej stać się z powrotem suką prywatną i to jest jej najgorętsze życzenie.

Konrad Piasecki: Uszanujmy w takim razie prywatność i intymność Saby.