"Użycie taktycznej broni jądrowej przez Rosję nie ma w ogóle żadnego sensu ani logiki, dlatego nie sądzę, żeby mogła zostać użyta. Szczególnie w sytuacji, kiedy państwa zachodnie, a przede wszystkim USA, w sposób precyzyjny określiły – będzie odpowiedź. Ta odpowiedź byłaby dla Rosji wyjątkowo szkodliwa" – mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM gen. Mieczysław Cieniuch, były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. "Obserwowaliśmy szereg wystąpień, szczególnie ministra spraw zagranicznych Rosji, który zastrzegał się, że Rosja nigdy nie miała w planie użycia taktycznej broni jądrowej" – podkreślał.

Tomasz Terlikowski pytał swojego gościa także o informacje dziennika "New York Times", że amerykańskie władze dysponują informacjami wywiadowczymi, z których wynika, że przedstawiciele rosyjskiego kierownictwa wojskowego dyskutowali o możliwościach użycia broni jądrowej w Ukrainie. 

"Mnie się wydaje, że te rozmowy miały charakter wykonawczy, czyli wojskowi bardzo mocno zajmowali się, dyskutowali nad tym, jak taką decyzję o użyciu taktycznej broni jądrowej można by wcielić w życie w strukturach wojskowych. Była to jakby taka wykonawcza dyskusja, która nie miała nic wspólnego z decyzyjną dyskusją" - podkreślał. 

Czy Rosjanie, którzy oskarżają Ukrainę, że może użyć tzw. brudnej bomby, sami przygotowują się do takiego ataku? 

"Rosjanie najczęściej to, co sami wykonują, w pierwszej kolejności podejrzewają wszystkich wokół, że będą taki scenariusz realizować. Natomiast użycie "brudnej bomby" przez stronę rosyjską też nie miałoby sensu, ponieważ efekty byłby żadne. Mam na myśli efekty militarne, a ustalenie źródła pochodzenia brudnej bomby dla społeczeństwa międzynarodowego nie sprawiałoby żadnych problemów" - dodał. 

"Jeżeli sobie poradziliśmy na granicy białoruskiej, powinniśmy sobie również poradzić na granicy z obwodem kaliningradzkim"

Tomasz Terlikowski pytał swojego gościa również o kolejną zaporę, która powstaje na granicy z obwodem kaliningradzkim. 

"Ma jakieś znaczenie, jeśli spodziewamy się emigracji z państw afrykańskich, bliskowschodnich poprzez obwód kaliningradzki do Polski. Jeżeli w obwodzie kaliningradzkim Rosja powtórzyłabyb scenariusz białoruski, to dla Polski byłby problem. Dlatego budowa jakichś zabezpieczeń jest potrzebna. Nie będą to zabezpieczenia takie, jak słynny płot na granicy polsko-białoruskiej, będą to zabezpieczenia lżejsze, ale tutaj trzeba by podkreślić, że po stronie rosyjskiej taki płot już istnieje na granicy kaliningradzko-polskiej, w związku z tym świadome działania rosyjskie mogłyby ułatwić nielegalną emigrację, natomiast jeżeliby takiej woli ze strony rosyjskiej nie było lub byłaby ona niepełna, to jakie jest zabezpieczenie, (...) jeśli taki płot już istnieje?" - podkreślał. 

Czy Polska jest przygotowana na jakieś potencjalne prowokacje nadgraniczne ze strony obwodu kaliningradzkiego? 

"Jeżeli sobie poradziliśmy na granicy białoruskiej, nieperfekcyjnie, ale jednak dosyć dobrze, to - bogatsi o tej doświadczenia białoruskie - powinniśmy sobie również poradzić na granicy z obwodem kaliningradzkim" - dodawał. 

Gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM odniósł się także do ewentualnego kryzysu migracyjnego, do którego - według niektórych - może dojść zimą.

"Wydaje mi się, że po Rosji możemy spodziewać się wszystkiego, co najgorsze. (...) Możemy spodziewać się również, że okres zimowy będzie okresem, kiedy Rosjanie szczególnie mocno będą oddziaływać na psychologię czy psychikę społeczeństwa ukraińskiego, w tym również w tym kierunku, aby nakłonić je do niezorganizowanej emigracji na Zachód" - zaznaczał.

"Rosjanie modyfikują swoje cele strategiczne w zależności od sytuacji"

"Cele strategiczne rosyjskie ulegają ciągłym modyfikacjom. A w zasadzie sytuacja w terenie wymusza modyfikację celów strategicznych. Rosjanie powtarzali, że ich celem strategicznym jest denazyfikacja, demilitaryzacja Ukrainy, zmiana władzy i ogólnie podporządkowanie Ukrainy swoich interesom. Nie udało się. Potem kolejne cele, po przegraniu tych pierwszych, polegały na tym, że zdobędą cały obszar obwodu ługańskiego i donieckiego i że na tym koniec. My już wiemy dziś, że cześć obwodu ługańskiego i donieckiego jest w rękach ukraińskich. Rosjanie dostosowują swoje cele do sytuacji bieżącej. I w zależności od sytuacji bieżącej nazywają to celem strategicznym" - mówił w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM gen. Mieczysław Cieniuch.

Jego zdaniem, "zdobycie terenu po prawej stronie od Dniepru jeszcze nie odcina Krymu od obwodów ługańskiego i donieckiego, ponieważ część obwodu zaporoskiego jest nadal w rękach Rosjan". "Utrudni im komunikację między Krymem a lądową częścią Federacji Rosyjskiej ze względu na to, że cały teren do Morza Azowskiego będzie już pod kontrolą ogniową wojsk ukraińskich. Dlatego Chersoń i ta część obwodu chersońskiego, która znajduje się po prawej stronie Dniepru, jest taka ważna" - mówił generał Cieniuch. 

Uważa, że to właśnie tu Rosja zgromadziła najlepsze jednostki wojskowe. "Najlepiej wyposażone i dosyć liczne to zgrupowanie, bo ma ponad 20 tys. żołnierzy. Dlatego też postępy na tym froncie ukraińskie są powolne. Poza tym wydaje mi się, że Ukraina nie ma do czego się spieszyć, bo wystarczy, że będzie mocno kontrolować rzekę i utrudniać logistykę, komunikację przez rzekę i to duże rosyjskie zgrupowanie znajdzie się w trudnej sytuacji" - wyjaśniał były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.

O częściowej mobilizacji: Rosjanie nie mieli innej opcji

Tomasz Terlikowski pytał swojego gościa również o korzyści na froncie, jakie Rosji przyniosła częściowa mobilizacja. Zdaniem generała "strona rosyjska nie miała innej opcji". "Ze względu na to, że to wojsko zawodowe nie było w stanie sprostać armii ukraińskiej. Pamiętamy, że na początku to było 150-160 tys. zgrupowanych, plus Rosgwardia i inne instytucje umundurowane. Razem około 200 tys. Zginęło już ok 70 tys., rannych (zostało) tyle samo. W związku z tym tego wojska zawodowego Rosji nie zostało za wiele. Rekrutacja na kontrakty stała się niemożliwa, więc jedyną opcją było ogłoszenie mobilizacji powszechnej lub częściowej. Wybrano wariant mobilizacji częściowej, ale od tego momentu Rosjanie przestali oglądać konflikt na kanapie, konflikt przyszedł do ich domów" - mówił wojskowy.

Jak Putinowi mogło przyjść do głowy, że skoro nie radzi sobie Rosgwardia, to dlaczego wzięci z kanap rekruci mają zmienić scenariusz tej wojny? - pytał Tomasz Terlikowski. "Nie mieli lepszej opcji. To było jedyne wyjście" - powiedział gen. Cieniuch.

Opracowanie: