Od dobrych paru lat polska polityka skręca w lewo. Liderzy partyjni na wyprzódki licytują się w tym kto, komu i ile czego zamierza podarować. Niestety rzadko mówią skąd na to wezmą, bo przy okazji uwielbiają też zapowiadać, że obniżą podatki, a w najgorszym razie – na pewno ich nie podwyższą.

To, że Polacy mają silnie rozbudzone postawy roszczeniowe, nie jest niczym nowym. Na jednym oddechu potrafią powiedzieć, że podatki są za duże, za to socjal - za mały. Uważają że mitycznie pojmowane  "państwo" ma psi obowiązek dać im dobrą szkołę, darmowe studia, świetnie płatną pracę, profesjonalną służbę zdrowia, takąż policję i armię, długie urlopy macierzyńskie, dodatki na dzieci, świetne emerytury, łatwo zdobywane renty….i długo by wyliczać co jeszcze. A i oczywiście ma zlikwidować "złodziejski ZUS" - bo to "czarna dziura", obniżyć "gigantyczne" podatki, aha, i jeszcze zrobić coś z długiem i dziurą budżetową, bo te są "skandaliczne".

Mam wrażenie, że jeszcze 10 lat temu panowała odrobinę inna atmosfera. Wtedy jakoś więcej było w nas wszystkich wiary we własne możliwości i przekonania, że nikt (w tym państwo) nie urządzi nam życia lepiej niż my sami. Zmiana tych nastrojów zaczęła się - mam wrażenie - wraz z kreowanym przez PiS podziałem na Polskę "solidarną" i "liberalną". To wtedy Polacy uznali, że alternatywą dla podłości liberalizmu nie musi być źle kojarzący się socjalizm, a całkiem nieźle brzmiący "solidaryzm". Co prawda gospodarcze decyzje PiS-u i obniżanie podatków, niewiele miały z tym zapowiadanym solidaryzmem wspólnego, ale ten okres rządowych "błędów i wypaczeń" został szybko zapomniany i politycy PiS - a opozycyjność temu doskonale sprzyja - zaczęli głosić już wyłącznie pomysły z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych.

Wiatr wiejący w socjalne żagle poczuła i Platforma. Uznała, że skoro społeczeństwo krzyczy "daj", to nie można pozostawić go tak całkiem niezaspokojonym. Boję się, że gdyby nie kryzys, rozdawnictwo i uprzywilejowywanie różnych grup stałoby się ulubionym zajęciem premiera. Kryzys i dziura w budżecie sprawiły, że musiał podejmować i decyzje mniej popularne (67, OFE), ale gdyby nie "musik" - podejrzewam, że większość pomysłów nie przynoszących miłości ludu, kończyłaby tak jak pomysł reformy emerytur górniczych, który po hucznych zapowiedziach coraz bardziej karlał, coraz bardziej się oddalał, a w końcu został położony na półkę z napisem "plany niezrealizowane".

To, że socjalistyczne pomysły ma lewica - nie dziwi. Gdy partie mieniące się prawicowymi obiecują, że obniżą, niedawno podwyższony, wiek emerytalny, a w dodatku będą płacić emerytury tym, którzy przepracowali 20 (kobiety) albo 25 lat (mężczyźni) to ja - jako podatnik - łapię się za głowę. Bo problemy ZUS-u już teraz rozsadzają nam budżet, a jeśli ktoś zacznie realizować takie pomysły rozsadzą go do reszty.

Politycy muszą mieć odwagę mówienia i robienia rzeczy trudnych. Pomysły łatwe niech zostawią populistom, działaczom związkowym i tabloidom. Bogactwa nie da się zbudować na rozdawnictwie. Państwo musi strzec bezpieczeństwa, dać obywatelom przyzwoita opiekę zdrowotną, nie przeszkadzać w działalności gospodarczej, prowadzić rozsądną politykę wspierania tych sfer, które uznaje za strategicznie, moralnie i społecznie istotne, musi też brać pod opiekę tych, którzy z przyczyn zdrowotnych nie mogą zadbać o własny los. Ale państwo nie może trzymać nas przez całe życie za rękę i wyciągać z każdej opresji w jaką się władujemy.