"Zastanawia sposób, w jaki film "Smoleńsk" jest wprowadzany i promowany" - mówiła prof. Barbara Giza, filmoznawca z SWPS, w "Daniu do myślenia" w RMF Classic. "Atmosfera tworzona wokół tego filmu, pomijanie niektórych gości przy zaproszeniach na premierę - to sprawia, że przestajemy patrzeć na taki utwór, jak na film. Przestajemy zastanawiać się, czy jest dobry montaż, scenografia, czy aktorzy dobrze grają. To ma być - w założeniach twórców - czymś więcej niż film. To ma być odpowiedź na zapotrzebowanie na taką treść, czy może nawet zapotrzebowanie na wyjaśnienie pewnych wątpliwości dotyczących tej historii" - tłumaczyła profesor w programie Tomasza Skorego.

"Zastanawia sposób, w jaki film "Smoleńsk" jest wprowadzany i promowany" - mówiła prof. Barbara Giza, filmoznawca z SWPS, w "Daniu do myślenia" w RMF Classic. "Atmosfera tworzona wokół tego filmu, pomijanie niektórych gości przy zaproszeniach na premierę - to sprawia, że przestajemy patrzeć na taki utwór, jak na film. Przestajemy zastanawiać się, czy jest dobry montaż, scenografia, czy aktorzy dobrze grają. To ma być - w założeniach twórców - czymś więcej niż film. To ma być odpowiedź na zapotrzebowanie na taką treść, czy może nawet zapotrzebowanie na wyjaśnienie pewnych wątpliwości dotyczących tej historii" - tłumaczyła profesor w programie Tomasza Skorego.
Reżyser Antoni Krauze podczas poniedziałkowej uroczystej premiery filmu "Smoleńsk" /Antoni Krauze /PAP

Tomasz Skory: Przypomina pani sobie, żeby kiedykolwiek cała Polska tak intensywnie czekała na premierę jakiegoś dzieła filmowego? Jak czekamy wszyscy na jutrzejszą premierę "Smoleńska"?

Prof. Barbara Giza: Było w historii polskiego filmu parę takich momentów, ale one były bardzo dawno - m.in. "Popioły" w latach 60., "Potop" w latach 70. - ale tam bardziej chodziło o to, dlaczego taka a nie inna obsada. Inaczej sobie wyobrażano Oleńkę, inaczej Kmicica…

Kontrowersje dotyczyły czego innego. Oczekiwanie na premierę "Smoleńska" - to jest według pani efekt poruszenia bardzo gorącego tematu? Sposobu jego poruszenia, zwłoki w realizacji i upublicznieniu filmu, czy towarzyszącej temu atmosfery politycznej? Skąd to napięcie?

Tu nakłada się kilka kwestii. Pierwsza dotyczy tematu Smoleńska – w jaki sposób jest on traktowany, jak jest ważny dla aktualnej władzy, w jaki sposób o nim mówiono, jaka jest narracja wokół niego. Drugi temat dotyczy samego zjawiska filmowego, tego jak dzisiaj promuje się filmy. Ten film wprowadzany jest w sposób, który może zastanawiać - chociażby ze względu na pewne ruchy, których wcześniej nie robiono. Zaproszenie tych, a nie innych gości, atmosfera tworzona wokół filmu - rzeczywiście jest to specyficzne.

Jest kilka rzeczy odmiennych niż w przypadku premier innych filmów. Mieliśmy zobaczyć go wiosną, pojawia się dopiero teraz - z niejasnych zupełnie powodów to przesunięcie… Była mowa o konieczności przemontowania, niedomaganiach technicznych - nie wiemy, jak to dokładnie było. Zwykle jest tak, że widz idąc do kina, ma prawo przeczytać recenzje, bo wcześniej dziennikarze obejrzeli film - z pewnym doświadczeniem opisują, czy jest on dobry czy nie. Widz ma prawo takie rzeczy wiedzieć. Zwykle organizuje się pokazy prasowe, potem pojawiają się recenzje i jest oficjalna premiera.

W przypadku tego filmu w ogóle nie o to chodzi.

A to nie jest świadome działanie promocyjne według pani?

Z jednej strony zapewne jest, ale z drugiej strony nie chodzi tutaj o to, żeby ten film traktować w kategoriach czysto artystycznych - żeby pisać w recenzjach, czy był dobry czy zły. To film, który ze względu na ważkość tematu musiał powstać. Ma być zdecydowanie czymś więcej niż filmem. Ma być odpowiedzią - niektórzy twierdzą – na zapotrzebowanie, a inni na wątpliwości, które wokół tematu powstały.

To filmowi pomaga czy przeszkadza? Jeśli to jest film, który musiał powstać - ale z innych powodów niż artystycznych?

Jednoznacznie trudno na to odpowiedzieć. To na pewno powoduje, że przestajemy na taki utwór patrzeć jak na film. On nam włącza inne mechanizmy myślenia i odbierania. Nie zastanawiamy się, czy jest dobry montaż, scenografia, czy są dobrze ubrani aktorzy, czy dobrze grają. Zastanawiamy się nad zupełnie kwestiami i to nie zawsze pomaga.

Zajmowanie się trudnymi sprawami historii najnowszej jest naturalną funkcją kina. Oliver Stone kręci „JFK” o zamachu na prezydenta, powstaje film o zamachu na World Trade Center… A jak to idzie w Polsce? Wydarzania z najnowszej historii są przecież opisywane w filmach. Czy w udany sposób?

Filmowcy robią, co mogą, żeby to było udane. Wokół tych filmów za każdym razem powstaje atmosfera wątpliwości. Wśród odbiorów pojawia się świadomość, że to jest utwór, na który należy patrzeć w sposób specyficzny.

"Katyń", "Wałęsa" to filmy, które nie zostały dobrze ocenione. Skąd biorą się problemy polskiego kina historycznego? Przeczytaj całą rozmowę na www.rmfclassic.pl