Eliminacje do Euro 2024 były najgorszą reprezentacyjną batalią od dawna. Miał być łatwy awans na mistrzostwa, a jest konieczność gry w barażach. W ośmiu spotkaniach nasza reprezentacja zdobyła 11 punktów. W eliminacyjnych meczach Fernando Santos i Michał Probierz postawili na 32 piłkarzy, z czego tylko dwóch zagrało od deski do deski - Wojciech Szczęsny i Jakub Kiwior. Czas na podsumowanie nieudanych dla nas eliminacji.

Po losowaniu wydawało się, że grupę przejdziemy w cuglach, że będzie czas na wprowadzanie do zespołu młodszych piłkarzy czy czas na naukę. No bo z kim tu przegrywać? Jedno z dwóch czołowych miejsc w grupie wydawało się pewne. Ostatecznie rozgrywki kończymy na trzecim lub czwartym miejscu, o czym przekonamy się w poniedziałek po meczu Czechów z Mołdawianami. Bilans? 8 meczów, 11 punktów (3 zwycięstwa, 2 remisy, 3 porażki), 10 strzelonych i 10 straconych bramek. Jak to podsumować jednym słowem? Katastrofa!

Właściwie nie było w tych eliminacjach naprawdę dobrego spotkania. Początek z Czechami? Tragedia. W kilka minut tracimy dwie bramki. Zwycięstwo nad Albanią w Warszawie przyjęto kilka dni później z optymizmem. Może kadencja trenera Fernando Santosa jednak wypali? W takim złudzeniu żyliśmy do czerwca. Wtedy w Kiszyniowie po 45 minutach prowadziliśmy 2:0, by przegrać 2:3 po kompromitującej grze.

Wrześniową porażkę w Tiranie z Albanią trzeba już traktować nieco inaczej. Po pierwsze wiedzieliśmy, że gramy słabo, a Albańczycy złapali wiatr w żagle. Ich brazylijski trener Sylvinho zrobił to, czego nie był w stanie zrobić Portugalczyk: znalazł nowych piłkarzy, miał pomysł i potrafił drużynę zarazić pasją. Efekt? Awans wywalczony wczoraj po remisie z Mołdawią.

Ostatecznie Santos stracił pracę, a sytuację miał ratować Michał Probierz. Wtedy jeszcze wszystko było w rękach i nogach naszych piłkarzy. Wystarczyło wygrać z Mołdawią na PGE Narodowym, by pozostać w grze o bezpośredni awans. Nieudało się, padł remis 1:1. Bilans uzupełniły dwa zwycięstwa nad Wyspami Owczymi, ale tu nie ma się co rozwodzić. Z całym szacunkiem dla rywala: zwycięstwa były naszym obowiązkiem i to jedyny obowiązek, z którego reprezentacja w eliminacjach w pełni się wywiązała.

Nasze wyniki w eliminacjach w XXI wieku:

  • eliminacje Euro 2024: 1,37 pkt na mecz (11 punktów w 8 meczach),
  • eliminacje MŚ 2022: 2 pkt na mecz (20/10) - awans po barażach,
  • eliminacje Euro 2020: 2,5 pkt na mecz (25/10) - awans,
  • eliminacje MŚ 2018: 2,5 pkt na mecz (25/10) - awans,
  • eliminacje Euro 2016: 2,1 pkt na mecz (21/10) - awans,
  • eliminacje MŚ 2014: 1,3 pkt na mecz (13/10),
  • eliminacje MŚ 2010: 1,1 pkt na mecz (11/10),
  • eliminacje Euro 2008: 2 pkt na mecz (28/14) - awans,
  • eliminacje MŚ 2006: 2,4 pkt na mecz (24/10) - awans,
  • eliminacje Euro 2004: 1,6 pkt na mecz (13/8),
  • eliminacje MŚ 2002: 2,1 pkt na mecz (21/10) - awans.

Liczby nie kłamią - mamy pod tym względem najgorsze eliminacje od czasu trenera Waldemara Fornalika i drugiej batalii eliminacyjnej Leo Beenhakkera. Oprócz liczb warto jednak spojrzeć w tabele. Reprezentacja Fornalika mierzyła się w grupie m.in. z Anglią i Ukrainą. W eliminacjach do mundialu w RPA trafiliśmy na Słowację, Czechy i Słowenię. Teraz najgroźniejsi mieli być Czesi i Albańczycy. Na papierze to więc najsłabsza grupa, w jakiej rywalizowaliśmy, również oceniając z perspektywy siły naszej kadry i klubów, w jakich grają obecnie nasi piłkarze.

Zakończone wczoraj eliminacje najlepiej pasują jednak do tego, co działo się podczas walki o Euro 2004. Wtedy w grupie mieliśmy Szwecję, Łotwę, Węgry i San Marino. Łotysze i Węgrzy mieli być w zasięgu. Wtedy wielką wpadką była porażka na stadionie Legii Warszawa z Łotwą 0:1. Zbigniew Boniek w roli selekcjonera nie dokończył eliminacji; zastąpił go Paweł Janas. Skończyło się trzecią lokatą.

Santos i Probierz postawili w eliminacjach na 32 piłkarzy

Choć eliminacje do Euro 2024 to zaledwie 8 meczów grupowych, to dwaj selekcjonerzy, którzy poprowadzili reprezentację, postawili aż na 32 piłkarzy. W tym gronie znalazł się tylko jeden bramkarz. Wojciech Szczęsny spędził na boisku pełne 720 minut; tyle samo minut zgromadził też Jakub Kiwior. We wszystkich spotkaniach zagrali jeszcze, choć w różnym wymiarze czasu, Karol Świderski i Sebastian Szymański. Byłby w tym gronie i Piotr Zieliński, ale wczoraj zatrzymała go choroba.

Warto pamiętać, że Fernando Santos nie wprowadził do drużyny narodowej ani jednego debiutanta. Dopiero jesienią zrobił to Michał Probierz, wystawiając do gry Patryka Pedę, Patryka Dziczka, Jakub Piotrowskiego i Filipa Marchwińskiego. Można tu też wymienić Pawła Bochniewicza, bo dotychczas jego reprezentacyjny bilans był symboliczny.

Żeby się przekonać, jak nierówna jest nasza reprezentacja i z iloma boryka się problemami, wystarczy spojrzeć na Bartosza Bereszyńskiego. Niespełna rok temu był jedną z najjaśniejszych postaci na mundialu, a w eliminacjach do Euro 2024 uzbierał jednak skromne 155 minut w zaledwie trzech spotkaniach. Grający w Aston Villi Matty Cash był na boisku zaledwie o trzy minuty dłużej, też zaliczając trzy występy. A przecież wydawało się, że to etatowi reprezentanci.

Nasz eliminacyjny bilans to 10 strzelonych i 10 straconych bramek. Strzeleckim dorobkiem w eliminacjach podzieliło się 7 piłkarzy - 3 trafienia zanotował Robert Lewandowski, 2 Karol Świderski, a po 1 bramce dołożył Damian Szymański, Sebastian Szymański, Arkadiusz Milik, Adam Buksa oraz wczoraj Jakub Piotrowski.

Eliminacje straconych szans

To miały być eliminacje przejściowe. Z jednej strony spokojne do przejścia, z drugiej dające szansę częściowej wymiany pokoleniowej. Grzegorz Krychowiak, Kamil Glik, Kamil Grosicki byli w gronie tych, na których raczej mieliśmy już nie liczyć. Jak wiemy, Krychowiak jeszcze reprezentacyjne występy zaliczył, a Grosicki dobrą formą w ekstraklasie pokazał, że zasługuje na to, by ciągle mieć swoje miejsce w reprezentacji. Jego krótkie zmiany w ostatnich meczach sporo wnosiły.

Mimo wszystko prób poszukiwania nowych rozwiązań było zbyt mało. Największe pretensje można tu mieć do Fernando Santosa. Można zakładać, że wpływ na to miał fatalny początek i porażka w Pradze (tam zagrali Robert Gumny, Michał Karbownik czy Krystian Bielik; to były ich jedyne występy w eliminacjach - przyp. red.). Później sytuację pogorszył jeszcze Kiszyniów.

Nie da się jednak ukryć, że Portugalczyk kadrę zabetonował, nie wprowadzając ani jednego debiutanta. Odważniejsze decyzje Michała Probierza być może otworzą drużynę narodową na grupę nowych piłkarzy. Ten dopływ świeżej krwi jest istotny. To także trudny proces, o czym na początku swojej pracy z kadrą przekonał się choćby Adam Nawałka.

Teraz musimy czekać na wynik losowania ścieżki barażowej. Euro 2024 jeszcze nam nie uciekło, choć robimy wszystko, by na nie nie zasłużyć.

Opracowanie: