Dariusz Michalczewski nie został mistrzem świata w boksie zawodowym. Wczoraj w Hamburgu przegrał przez techniczny nokaut w 6. rundzie walkę o pas organizacji WBA z broniącym tytułu Francuzem Fabrice'em Tiozzo.

Jubileuszowa, 50. walka w karierze Michalczewskiego, miała być wielkim powrotem na ring po blisko 1,5-rocznej przerwie. Zamiast spektakularnego zwycięstwa "Tygrys" zanotował jednak bolesną, pierwszą przegraną przed czasem. To chyba jego ostatnia konfrontacja po wielu latach przygody z boksem.

Michalczewski od pierwszego gongu walczył bardzo źle taktycznie, był dziwnie usztywniony. Często blisko podchodził do rywala i w tym momencie stawał nieruchomo. Nie balansował ciałem, słabiutko wyglądała jego praca nóg. Chwile słabości Polaka bezlitośnie wykorzystywał Tiozzo, który na jeden, dwa ciosy odpowiadał pięcioma, sześcioma.

36-letni Tiozzo dużo bił lewymi prostymi i prawymi podbródkowymi. Całymi seriami próbował przedrzeć się przez gardę "Tygrysa". W trzech pierwszych rundach Francuz był zdecydowanie aktywniejszy, potrafił zejść z linii ciosu, by za chwilę z pasją zaatakować.

W czwartym starciu wydawało się, że Michalczewski ma wreszcie za sobą najgorsze chwile i rozpocznie skuteczne odrabianie strat. Niestety, ten przebłysk trwał tylko kilkadziesiąt sekund. Polski bokser słynący z lewego prostego wyraźnie zbyt rzadko korzystał ze swej najsilniejszej broni.

W szóstej rundzie, po kilku mocnych uderzeniach Tiozzo, Michalczewski znalazł się na deskach i był liczony. Pojedynek co prawda został wznowiony, lecz tylko na chwilę. Francuz znów zaatakował z pasją, a oszołomiony Michalczewski musiał po raz pierwszy w karierze przełknąć gorycz porażki przez techniczny nokaut.