"Walczyłem po pas w śniegu i było naprawdę niebezpiecznie, bo było duże prawdopodobieństwo, że zejdzie lawina" - tak o swojej wyprawie na Sziszapangmę opowiada w rozmowie z reporterem RMF FM Andrzej Bargiel. 25-latek jako pierwszy Polak zdobył Sziszapangmę w Himalajach na nartach i zjechał na nich ze szczytu. "To było moje marzenie i po prostu je spełniłem, nie myślę w tych kategoriach, że jestem pierwszy albo drugi" - podkreśla. "Na pewno będę chciał zdobyć następne szczyty, będę chciał zjechać, bo to jest dla mnie najważniejsze. Chciałem zrobić tutaj „czasówkę” wejścia na szczyt, ale pogoda niestety nie pozwoliła na to, jest zbyt dużo śniegu" - dodaje.

Bardziej zmęczony czy bardziej szczęśliwy?

Troszeczkę się przemęczyłem i dzisiaj pospałem dosyć długo, niedawno się obudziłem. Troszeczkę zmęczony, ale fajnie budzi się ze świadomością, że już wszystko jest za mną i to, co jest założone, jest wykonane, więc jestem szczęśliwy i cieszę się że już po wszystkim.

Rozumiem , że było chyba znacznie trudniej i ciężej niż się spodziewałeś, prawda?

Tak, było ciężej, bo wszystko się pokomplikowało bardzo. Niestety, mój brat i Tadek Załuski odpuścili atak już na wysokości 7000 m. Po prostu źle się czuli i to nie było fajne, bo tak naprawdę zostałem sam. Wszystkie ekipy, które miały atakować szczyt, wycofały się, bo stwierdzili, że nie da się w ten dzień wyjść na szczyt. To był ostatni dzień w miarę pogody, która umożliwiała wyjście. Teraz już u nas sypię i ma przez cały tydzień być zła pogoda. Także było ciężko, dużo śniegu, holowania, dużo walki z samym sobą. Tak naprawdę wiele razy zastanawiałem się, czy nie zawrócić. Warunki były naprawdę bardzo ciężkie, pogoda zmienna, sypało, przechodziłem mgły, także było troszeczkę niebezpiecznie.

Ale rozumiem, że z perspektywy czasu cieszysz się, że nie zawróciłeś?

Tak, chociaż to nie było łatwe, bo w trakcie mojego podejścia nawet lawina zeszła dosyć duża, która samoistnie spadła. Było dużo wskazówek ku temu by zawracać, ale kombinowałem cały czas. Samą kopułę szczytową atakowałem na pięć różnych sposobów, musiałem wybierać odpowiednią drogę, bo było na tyle lawiniasto, że trzeba było kombinować, żeby to było bezpiecznie.

Który fragment drogi, czy też który moment był najtrudniejszy dla ciebie?

Sama kopuła szczytowa to jest ostanie 200 m do szczytu, bo tam było mnóstwo śniegu. Walczyłem po pas w śniegu i tam było naprawdę niebezpiecznie, bo było duże prawdopodobieństwo, że zejdzie lawina. Wiele razy się tam zastanawiałem, kombinowałem. To był taki najniebezpieczniejszy moment.

Ale rozumiem, że już zjazd na dół był przyjemnością w porównaniu z tym podejściem.

Tak, tak, to narty są niesamowite i tak naprawę po półtorej godzinie byłem na dole i fajnie siedzieć ze świadomością, że chwilę temu byłeś na ośmiotysięczniku. Narty dają naprawdę niesamowite możliwości i niesamowicie dużo frajdy, także strasznie się cieszę, że właśnie je tutaj miałem i myślę, że jak będę robił właśnie takie rzeczy związane z himalaizmem, to na pewno tylko i wyłącznie na nartach.

Jak czujesz się jako pierwszy Polak, który zjechał na nartach z ośmiotysięcznika?

Nie myślę tymi kategoriami. Cieszę się, bo było to moje marzenie i po prostu je spełniłem, nie myślę w tych kategoriach, że jestem pierwszy albo drugi albo dziesiąty. Po prostu to był mój cel i moje marzenie i udało mi się je spełnić, także to jest najważniejsze.

Najważniejsze pytanie - czy po tym pierwszym wejściu masz ochotę na następne, czy tak dostałeś w kość od tego ośmiotysięcznika, że na razie się nie zastanawiasz czy zdobywać następne?

Myślę, że na pewno będę chciał zdobyć następne, będę chciał zjechać, bo to jest dla mnie najważniejsze. Chciałem zrobić tutaj "czasówkę" wejścia na szczyt, ale pogoda niestety nie pozwoliła na to, jest zbyt dużo śniegu. Miałem też problem  ze zdrowiem, mój nieszczęsny bark, który się wybił trochę przeszkadza w tym wszystkim. No i myślę, że nie uda się już zrobić takiego wejścia czasowego. Szczególnie ze względu na pogodę, bo przez cały tydzień ma sypać a my nie mamy za dużo czasu, mamy być już 11 października w Polsce, mamy bilety. Na pewno będą kolejne próby i na pewno mam dużo celów i pomysłów na siebie i himalaizm troszeczkę w innym wykonaniu . Zobaczymy, co przyniesie czas, póki co muszę wrócić do domu, ochłonąć, ogarnąć swoje życie trochę, bo ta wyprawa była bardzo angażująca. Dosyć duże wydarzenie, to ja zorganizowałem wyprawę, także wszystko było dla mnie nowe, wiele musiałem się nauczyć. Na pewno coś w przyszłości planuję, póki co muszę po prostu odpocząć.

11 października w Polsce - a jakie takim razie macie teraz plany? Będziecie zwijać kolejne obozy pewnie.

Na szczęście Darek z Grzegorzem wczoraj zwinęli wczoraj dwójkę i jedynkę, po prostu ja zabrałem z dwójki plecak ciężki i zjechałem na dół, także mamy wszystko na dole i w zasadzie jesteśmy gotowi do karawany. Za trzy dni mają dotrzeć tutaj jaki, także wszystko jest już z grubsza ogarnięte i po prostu czekamy na jaki, które zabiorą cały sprzęt z bazy i z obozu zwiozą na dół.

Czyli jest teraz czas żeby sobie troszeczkę sobie odpocząć?

Tak, tak, mamy trzy dni luzu i po prostu możemy go poświecić  na odpoczywanie. Tutaj jest bardzo przyjemnie, troszkę sypie, ale można tutaj naprawdę odpocząć.

Na pewno przyjemniej niż na szczycie?

Tak, na szczycie wiało i w sumie inaczej to sobie wyobrażałem , nie było tam nawet miejsca, by usiąść, bo mnóstwo śniegu i ledwo narty przypiąłem. Także nie było odpoczynku na szczycie prawie w ogóle. Spędziłem tam może 10 minut i po prostu pojechałem na dół.

(mpw)