Około 70 psów w dwupokojowym mieszkaniu przetrzymywała mieszkanka Łodzi, która prowadziła oficjalnie zarejestrowaną hodowlę. W poniedziałek - po kontroli inspekcji weterynaryjnej, która zdecydowała, że są to warunki zagrażające życiu i zdrowiu zwierząt - psy zostały odebrane.

Otrzymaliśmy zgłoszenie mailowe, mówiące o niewłaściwym utrzymywaniu dużej liczby psów - około 150 - w jednym z mieszkań w Łodzi. We współpracy z Powiatowym Inspektoratem Weterynarii postanowiliśmy sprawdzić zasadność zgłoszenia. Panie doktor, które skontrolowały sytuację uznały, że zwierzętom może zagrażać bezpośrednie niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia. Dlatego na miejsce wezwaliśmy policję i straż miejską - powiedziała prezes Łódzkiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami (TOnZ) Amanda Chudek.

Psu przetrzymywane w ciasnych klatkach

Na miejscu ustalono, że w dwupokojowym, liczącym ok. 30 m kw. mieszkaniu przy ul. Krzywej znajdowało się co najmniej kilkadziesiąt psów. Nieznośny fetor unosił się nawet w okolicy budynku. Jak wynikało z raportu lekarek weterynarii, zwierzęta przetrzymywane były po kilka w niewielkich klatkach ustawionych jedna na drugiej. Inspekcja doliczyła się ok. 70 psów. 

Okazało się, że ich właścicielka była oficjalnie zarejestrowanym hodowcą. Jak wyjaśnił rzecznik prasowy Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Psa Rasowego Kennel Club Bartłomiej Juszczak, inspektor ds. kontroli dobrostanu zwierząt przeprowadzał kontrolę w jej hodowli w roku 2016. Wówczas nie wykazano żadnych nieprawidłowości.

Kennel Club nigdy nie wiedział, że tak wiele psów znajduje się w tym mieszkaniu - wykazywano znacznie mniejszą liczbę. Poza tym nie otrzymaliśmy nigdy żadnych sygnałów od sąsiadów czy osób, które kupowały szczenięta w tej hodowli, że są jakiekolwiek nieprawidłowości. Dokumentacja weterynaryjna nigdy nie budziła zastrzeżeń co do stanu zdrowia i utrzymania tych psów, jednak będziemy jeszcze ją sprawdzać. W tej chwili hodowla została zawieszona - zaznaczył.

Właścicielka nie chciała wpuścić służb do mieszkania

Juszczakowi udało się wejść do wnętrza mieszkania jeszcze przed przybyciem na miejsce służb - z jego relacji wynika, że nawet właścicielka hodowli nie potrafiła zapanować nad napierającymi ze wszystkich stron psami.

To w większości buldożki francuskie, choć widziałem też co najmniej jedną chihuahua i prawdopodobnie inne rasy. Niektóre psy były w klatkach, inne puszczone luzem. Zastanawia fakt, że hodowla zarejestrowana była pod tym adresem, natomiast nabywcy psów z pewnością musieli odbierać je w innym miejscu - dodał.

Właścicielka hodowli początkowo nie chciała wpuścić do środka interweniujących społeczników i służb, skłoniła ją do tego dopiero stanowcza postawa policji i Animal Patrolu łódzkiej Straży Miejskiej. Na podstawie Ustawy o Ochronie Zwierząt psy zostały odebrane i będą umieszczone w wielu różnych placówkach.