Nie mają łatwego życia podróżni w warszawskiej komunikacji publicznej. Niby jest "ciepły guzik", a jakby go nie było. Wielu motorniczych bezmyślnie otwiera wszystkie drzwi pojazdów i czeka po kilka minut na zielone światło "wietrząc" wnętrze pojazdu.

Pasażerowie muszą więc radzić sobie na swój sposób, często jest to po prostu szybkie przestępowanie z nogi na nogę. Opatuleni w szaliki i czapki podróżują do pracy, szkół, czy domów. Najgorzej, gdy muszą dłużej niż planowali czekać na swój tramwaj czy autobus na przystanku.

Zdarza się bowiem, że autobus widniejący w rozkładzie staje się pojazdem niewidzialnym i przyjeżdża dopiero następny. Dostanie się do środka nie gwarantuje, że będzie cieplej.

Niestety trzeba uzbroić się w cierpliwość. Siarczyste mrozy zostaną z nami do czwartku.