Przywódca egipskiej opozycji Mohamed ElBaradei wezwał zaapelował do wojska, by broniło Egipcjan - podała telewizja Al-Dżazira. W Kairze doszło do starć między pro- i antyprezydenckimi demonstrantami.

Proszę armię o interwencję w celu ochrony życia Egipcjan - powiedział ElBaradei, podkreślając, że interwencja powinna nastąpić "dzisiaj" i że armia nie powinna pozostawać neutralna.

Wyraził nadzieję, że prezydent Hosni Mubarak jeszcze przed piątkiem odejdzie z urzędu. Na ten dzień zaplanowane są kolejne wielkie protesty antyprezydenckie pod hasłem "Piątek odejścia".

Korespondent Al-Dżaziry informował, że wojsko zaczęło strzelać w powietrze, usiłując rozpędzić zwolenników i przeciwników prezydenta Mubaraka, którzy w środę starli się na kairskim placu Tahrir. Armia natychmiast zdementowała te informacje.

Po starciach w Kairze ElBaradei - były szef Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, laureat pokojowego Nobla - powiedział rozgłośni BBC: Jestem wyjątkowo zaniepokojony (...) to jeszcze jeden symptom wskazujący, że przestępczy reżim dokonuje aktów przestępczych.

Obawiam się, że przekształci się to w rozlew krwi - dodał ElBaradei, nazywając zwolenników prezydenta Mubaraka "bandą zbirów".

Według świadków, sympatycy Mubaraka z kijami i batami wjechali na koniach i wielbłądach między protestujących na placu. Uczestnicy zamieszek używali kijów i kamieni.

Informator agencji Reutera wyraził opinię, że niektórzy zwolennicy Mubaraka, odpowiedzialni za środowe walki, to w rzeczywistości funkcjonariusze policji w cywilu. Władze zdementowały te doniesienia.