O godz. 8 we Francji rozpoczęła się druga tura wyborów prezydenckich. Mierzą się w niej centrysta Emmanuel Macron i skrajnie prawicowa Marine Le Pen. O wyniku pojedynku może przesądzić frekwencja i mobilizacja przeciwników Le Pen.



Francuskie MSW podało, że frekwencja na godzinę 12 wyniosła 28,23 proc. W II turze w poprzednich wyborach w 2012 roku o tej samej porze wyniosła ona 30,66 proc. a w 2007 r. - 34,11 proc. W pierwszej turze wyborów, która odbyła się 23 kwietnia, frekwencja wyborcza na godz.12 wyniosła 28,54 proc.

Głosowanie potrwa do godz. 19, choć w dużych miastach lokale wyborcze będą otwarte do godz. 20. Sondaże exit poll zostaną udostępnione natychmiast po zakończeniu głosowania. Oczekuje się, że wynik wyborów zostanie podany zaledwie kilka godzin później. Inauguracja nowego prezydenta, niezależnie od tego kto zwycięży, nastąpi w ciągu mniej więcej 10 dni.

Pierwszym francuskim terytorium zamorskim, gdzie rozpoczęło się w sobotę głosowanie w drugiej turze wyborów prezydenckich, była wspólnota Saint-Pierre-et-Miquelon na Oceanie Atlantyckim u wybrzeży kanadyjskiej Nowej Funlandii. W sobotę głosowali też wyborcy w Gujanie Francuskiej, Polinezji Francuskiej i na francuskich wyspach na Karaibach. Głosują także Francuzi przebywający w obu Amerykach.

Łącznie uprawnionych do głosowania jest 47 mln francuskich wyborców.

Po raz pierwszy w historii V Republiki o najwyższy urząd w państwie walczyć będą kandydaci spoza głównego nurtu francuskiej polityki, którzy w pierwszej turze wyeliminowali przedstawicieli socjalistów i centroprawicowych Republikanów.

Francuskie wybory obserwowane są z dużą uwagą na całym świecie. Od ich wyniku zależeć będzie, czy Francja zawalczy o reformy i silną pozycję w Unii Europejskiej, czy np. rozważać będzie wyjście ze strefy euro oraz przebudowanie międzynarodowych sojuszy.

Macron - zwolennik budowania silnej pozycji Francji w UE oraz umiarkowanych reform

Sondaż opublikowany w piątek krótko przed ciszą wyborczą wskazał zdecydowane zwycięstwo Macrona: 39-latka poparło 63 procent badanych. Macron jest zwolennik budowania silnej pozycji Francji w UE oraz umiarkowanych reform, które mają uelastycznić rynek pracy i przywrócić konkurencyjność francuskiej gospodarce. W pierwszej turze niezależny polityk, wspierany przez ruch En Marche!, który on sam utworzył zaledwie rok temu, zdobył 24,01 proc. głosów.

W polityce zagranicznej Macron stawia na - jak powiedział w środowej debacie telewizyjnej - zacieśnienie relacji z Berlinem oraz współpracę z USA w takich kwestiach jak dzielenie się danymi wywiadowczymi, zajmowane stanowiska w ONZ, czy zmiany klimatyczne. Jest też przeciwnikiem wycofania sankcji nałożonych na Rosję po aneksji Krymu i podkreśla, że Francja "nie ma takich samych wartości ani priorytetów (jak Rosja)".

Program Macrona przyciągnął wielu centrystów i socjaldemokratów z prawego skrzydła Partii Socjalistycznej, a po pierwszej turze wyborów do głosowania na niego wezwała większość pierwszoplanowych polityków Republikanów oraz kandydat socjalistów Benoit Hamon.

Le Pen zwolenniczką Europy "od Atlantyku po Ural", a nie od "Waszyngtonu do Brukseli"

Le Pen, która w pierwszej turze zdobyła 21,30 proc. głosów do niedawna była szefową skrajnie prawicowego Frontu Narodowego (FN). Jej partia głosi hasła protekcjonistyczne, anytyuniijne i antyimigracyjne. Populistyczny program gospodarczy Le Pen oraz obietnice poddania pod głosowanie w referendum planu wyjścia ze strefy euro, a nawet z UE, niepokoi zagranicznych ekspertów i inwestorów. Wysokie notowania Le Pen w sondażach przedwyborczych powodowały zawirowania na giełdach i rynkach walutowych.

W polityce zagranicznej Le Pen za konieczne uważa zachowanie przez Francję "równego dystansu" politycznego zarówno wobec Moskwy jak i Waszyngtonu. Jest zwolenniczką Europy "od Atlantyku po Ural", a nie od "Waszyngtonu do Brukseli". Chce też stworzenia osi Paryż - Berlin - Moskwa, która uwolniłaby Europę od amerykańskiej dominacji - czytamy na stronach wyborczych jej sztabu.

Powtórka z 2002 roku?

Mimo komfortowej przewagi w sondażach, Macron nie może być pewien zwycięstwa - pisze amerykański ośrodek Stratfor. Duże znaczenie będzie miała frekwencja. Jeśli zdyscyplinowani wyborcy Le Pen tłumnie zagłosują, a jej przeciwnicy nie pójdą na wybory to "będzie miała ona większe szanse na wygraną" - wyjaśnia Stratfor.

Oczekuje się jednak, że w tegorocznych wyborach powtórzy się scenariusz z 2002 roku, kiedy to ojciec Marine, Jean-Marie Le Pen - szef i jeden z założycieli FN -przeszedł do drugiej tury wyborów. Francuzi zmobilizowali się wówczas we "front republikański " i zagłosowali przeciw Le Penowi, fundując mu - jak napisał "New York Times" - największą porażkę wyborczą w historii V Republiki. Prezydentem został Jacques Chirac niecieszący się wcześniej dużym poparciem.

Faktyczna władza prezydenta będzie zależeć do wyniku wyborów parlamentarnych

Eksperci podkreślają, że w pewnym sensie głosowanie w drugiej turze nie zakończy francuskich wyborów, bowiem pozycja prezydenta i jego zdolność do przeforsowania swojego programu zależeć będzie od wyniku wyborów parlamentarnych, które odbędą się 11 i 18 czerwca.

W systemie politycznym Francji, zwanym "semiprezydenckim", posiadanie większości w Zgromadzeniu Narodowym "stanowi klucz do rządzenia Francją" - pisze Stratfor.

Gdyby wybory prezydenckie wygrała Le Pen, która raczej nie uzyska większości w parlamencie, miałaby trudności z przeforsowaniem w Zgromadzeniu Narodowym wielu projektów, a zwłaszcza planu referendum w sprawie wyjścia z unii walutowej czy UE - wyjaśnia amerykański ośrodek.

Macron chce zreformować Francję, ale zdaniem francuskiego portalu Atlantico, nie mając silnego zaplecza politycznego - En Marche! nie jest nawet formalnie partią polityczną - bez parlamentarnej większości oraz szerokiej legitymacji społecznej nie będzie w stanie efektywnie rządzić.

Badanie OpinionWay-SLPV Analytics wskazuje, że En Marche! może uzyskać nawet 249-286 miejsc w liczącym ogółem 577 mandatów Zgromadzeniu Narodowym.

Jeśli Macron w istocie wygra, to zostanie najmłodszym szefem państwa francuskiego od czasów wybranego w 1848 roku na prezydenta 40-letniego wówczas Karola Ludwika Napoleona Bonaparte, późniejszego cesarza Napoleona III - pisze "Economist".

(mpw)