​Prezydent-elekt Joe Biden w swoim wystąpieniu nazwał wtargnięcie zwolenników Donalda Trumpa do Kapitolu "napaścią" na demokrację.

W tej chwili mamy do czynienia z bezprecedensową napaścią na naszą demokrację. To sytuacja inna od wszystkiego, co widzieliśmy w dzisiejszych czasach. Napaść, na cytadelę wolności, na sam Kapitol. Napaść na reprezentantów ludzi i na policję Kapitolu, którzy przysięgli ich chronić. I na urzędników, którzy pracują w sercu naszej republiki - powiedział.

Sceny chaosu w Kapitolu nie pokazują prawdziwej Ameryki. Nie reprezentują tego, kim jesteśmy. To, co widzimy to niewielka grupa ekstremistów podporządkowanych bezprawiu. (...) To jest chaos. Musi się to skończyć. Teraz - zaznaczył.

Biden zaapelował do ustępującego prezydenta Donalda Trumpa, by w telewizyjnym przemówieniu potępił swoich zwolenników, którzy wdarli się do Kapitolu. Słowa prezydenta coś znaczą, niezależnie od tego, jak dobry lub zły jest prezydent. Słowa prezydenta mogą inspirować, ale mogą też nawoływać do czegoś złego. Wzywam prezydenta Trumpa, by wystąpił teraz w telewizji, by dochować wierności przysiędze, bronić konstytucji i domagać się zakończenia tego oblężenia - mówił.

Biden podkreślił, że według niego to, co dzieje się w Kapitolu "to nie protest, to powstanie". Cały świat się przygląda, podobnie jak wielu Amerykanów. Jestem zszokowany i zasmucony, że nasz naród, tak długo będący nadzieją dla demokracji, dotarł do tak mrocznego momentu - mówił.

Przedstawiciel Partii Demokratycznej powiedział także, że przez następne cztery lata rządów jego zadaniem będzie odbudowa demokracji.

W Waszyngtonie zwolennicy Trumpa wtargnęli do sali obrad Izby Reprezentantów i Senatu. Według Fox News, CNN i NBC jedna osoba została postrzelona. Stronnicy Trumpa zamierzają przeszkodzić w oficjalnym zatwierdzeniu zwycięstwa Joe Bidena w wyborach prezydenckich. Kongres miał dziś formalnie zaakceptować zwycięstwo kandydata Partii Demokratycznej.