538 elektorów spotyka się w swoich stanach i Dystrykcie Kolumbia, by wybrać prezydenta i wiceprezydenta USA. Ze wstępnych danych wynika, że Trump, który już otrzymał poparcie 259 elektorów, będzie niemal pewnym zwycięzcą.

538 elektorów spotyka się w swoich stanach i Dystrykcie Kolumbia, by wybrać prezydenta i wiceprezydenta USA. Ze wstępnych danych wynika, że Trump, który już otrzymał poparcie 259 elektorów, będzie niemal pewnym zwycięzcą.
Donald Trump /DAN ANDERSON /PAP/EPA

Oficjalną decyzję ogłosi 6 stycznia na wspólnym posiedzeniu obu izb Kongres Stanów Zjednoczonych. Jak podaje New York Times, o godz. 16.20 miejscowego czasu (22.20 w Polsce) elektorzy zakończyli głosowanie w 43 stanach. Trump zdobył poparcie 259, a Hillary Clinton 156. Zwycięzca musi zgromadzić łącznie 270.

Głosowanie elektorów rozpoczęło w poniedziałek rano w kilku stanach, m.in. Arkansas, Illinois, Indianie i New Hampshire. W stolicy Illinois, Springfield, zakończyło się po ok. 25 minutach. W innych miało przebiegać o różnych porach dnia.

Według wcześniejszych rezultatów opartych na podstawie wyborów powszechnych w poszczególnych stanach za Trumpem opowiedziało się 308 elektorów(57 proc.). Jest to wynik plasujący go na 46 miejscu w porównaniu z 58 dotychczasowymi wyborami w historii USA.

Najwięcej - 100 proc. głosów elektorów - dostał prezydent George Washington kolejno w latach 1789 oraz 1792. Franklin D. Roosevelt miał w 1936 roku 98,5 proc. W bliższych nam czasach Ronalda Reagana w 1984 roku wybrało 97.6 proc., Richarda Nixona 1972 roku 96.7 proc., Billa Clintona w 1996 roku 70.4 proc., a Baracka Obamę w 2008 roku 67,8 proc.

O tym, kto jest elektorem, przesądzają partie w poszczególnych stanach w nagrodę za zasługi. Mogą się oni rekrutować np. z urzędników stanowych, liderów partyjnych lub osób polecanych przez kandydata na prezydenta. Jednym z elektorów w Nowym Jorku został obecnie Bill Clinton.

Chociaż nie wymaga tego ani Konstytucja USA, ani prawo federalne, elektorzy wyłaniają przywódcę państwa w oparciu o rezultaty wyborów powszechnych w ich stanach zgodnie z obowiązującymi tam bardziej lub mniej formalnie przepisami. Ich złamanie może się łączyć z karą grzywny lub pozbawienia funkcji elektora. Dotychczas jednak nikt nie był za to ścigany sądownie.

Po wyborach powszechnych rezultaty głosowania Kolegium Elektorów są w praktyce na ogół formalnością. W tym roku zakłóciły to rewelacje agencji wywiadowczych, że Rosja próbowała interweniować w amerykańskie wybory i wzmocnić pozycję nazywającego to absurdem Trumpa.

10 elektorów, w tym dziewięciu demokratycznych, apelowało o poprosić o śledztwo mające zbadać o rolę Moskwy. Różne ugrupowania wzywały by przełożyć posiedzenia elektorów do czasu wyjaśnienia, co miliarder nowojorski zamierza zrobić z imperium biznesowym rodziny.

W miniony weekend doszło do protestów. Podzieleni Amerykanie zgromadził się m.in. Denver oraz Los Angeles. Rozlegały się apele, by elektorzy nie głosowali w zgodzie z tym kto zwyciężył w ich stanach, lecz poparli albo Hillary Clinton, albo wiceprezydenta elekta Mike Pence, lub innych republikanów jak gubernator Ohio John Kasich.

Uwaga publiczna skupiała się przede wszystkim na intencjach elektorów ze stanów popierających Trumpa, ale nie tylko. David Jasne z Maine - które opowiedziało się za Clinton - zadeklarował, że zagłosuje na Bernie Sandersa zgodnie z wolą tysięcy młodych ludzi wspierających go w demokratycznych prawyborach. Chris Suprun z Teksasu zapowiadający, że nie będzie głosował na Trumpa skarżył się na otrzymywane pogróżki.

Elektorzy przygotują na podstawie wyników tzw. "zaświadczenie o głosowaniu" i przekażą do Archiwum Narodowego, gdzie staje się częścią oficjalnych dokumentów. Wyślą je też do Kongresu.

6 stycznia na Kapitolu podczas wspólnego posiedzenia Izby Reprezentantów i Senatu Domu dojdzie do oficjalnego podliczenia głosów elektorskich. Będzie temu przewodniczył pełniący funkcję przewodniczącego Senatu wiceprezydent John R. Biden. Ogłoszone zostaną rezultaty z każdego stanu w kolejności alfabetycznej. Biden ogłosi też zwycięzcę, który uzyska co najmniej 270 głosów elektorskich.

W trakcie posiedzenia Kongresu będzie możliwość zakwestionowania wyników. Sprzeciw musi być w podany na piśmie i podpisany przez co najmniej jednego członka Izby Reprezentantów oraz jednego senatora. Kongres będzie miał na rozważenie zastrzeżeń tylko dwie godziny. W współczesnych czasach nie odnotowano przypadku, aby podważył ostateczne rezultaty głosowania elektorów.

(az)