Jeszcze przez tydzień można pobrać zaświadczenie, dzięki któremu będziemy mogli zagłosować poza miejscem zamieszkania 4 lipca w wyborach prezydenckich. Przed pierwszą turą - jak sprawdziła w Państwowej Komisji Wyborczej reporterka RMF FM Agnieszka Witkowicz - pobrano 320 tys. takich zaświadczeń.

Zobacz również:

Nie wszyscy Polacy zdecydowali się na ich wykorzystanie: do urn z zaświadczeniem poszło 294 700 osób; ponad 25 tysięcy zostawiło karty w domu i zrezygnowało z głosowania.

PKW zapewnia, że nie wykryto żadnego oszustwa przy wykorzystaniu tych zaświadczeń. Przedstawiciele Komisji podkreślają, że wszystko jest w porządku, bo bilans się zgadza. Więcej zaświadczeń wydano niż wykorzystano.

Dokumenty nie będą więc weryfikowane i nikt nie sprawdzi, czy wśród tych użytych nie ma podróbek. Przypomnijmy, pisaliśmy o tym, że pracownicy okręgowych komisji nie mają narzędzi, by wyłapywać fałszywki... (ot, taka dziura w systemie).

Państwo zostawia więc spore pole do działania oszustom. Nawet gdyby w pierwszej turze było ich 25 tysięcy - bo tyle osób nie skorzystało z zaświadczeń - nie byliby ścigani. Nie ma systemu komputerowego, w którym byłby rejestrowany ktoś, kto głosuje na podstawie zaświadczenia.

Na razie PKW nie zamierza niczego z tym robić. Wierzy, że oszustów odstraszy sama informacja o tym, że próba kilkukrotnego głosowania jest przestępstwem zagrożonym do 5 lat więzienia. Rozwiązań systemowych na razie brak.