W niedzielnej debacie kandydatów do prezydentury Jarosław Kaczyński i Bronisław Komorowski będą mogli przepytać się nawzajem. Na zakończenie każdego z trzech bloków tematycznych zadadzą sobie po jednym pytaniu. Które z nich mogą być najtrudniejsze?

Najtrudniejsze może się okazać wcale nie to, co kandydaci już uważają za trudne; poglądy na prywatyzację służby zdrowia, In vitro, termin wycofania wojsk z Afganistanu czy kwestie socjalne obaj potrafią już przedstawiać gładko i w miarę konsekwentnie. Bezpieczeństwo energetyczne i pozyskiwanie gazu z łupków czy wprowadzenie euro też nie będą problemem, podobnie jak nie będzie nim gładkie prześlizgnięcie się po kwestii parytetów.

Znacznie większym kłopotem będzie raczej wyjaśnienie rzeczywistego stosunku do lewicy u Kaczyńskiego i liberalizmu Platformy u Komorowskiego – bo w tych sprawach kandydaci konsekwencją raczej nie grzeszą. Jeden nie zaprzeczy słowom o organizacji przestępczej, za jaką uznawał SLD, drugi znów będzie się musiał wyśliznąć z pułapki prywatyzacji, obecnej w pracach programowych PO, którymi kierował.

Najtrudniejsze zaś mogą być pytania najbardziej konkretne, nie zostawiające miejsca na okrągłe ogólniki; co z KRUS-em? Co z podpisaniem unijnej Karty Praw Podstawowych, oprotestowanej przez PiS, a popieranej przez PO, ale tylko do momentu objęcia władzy?

Bardzo istotne może też być pytanie – bardzo proste – kto wejdzie w skład ich kancelarii? Jako wyborca chciałbym wiedzieć, czy szefem kancelarii Jarosława Kaczyńskiego będzie ktoś tak malowniczy jak Krzysztof Jurgiel, czy może Mariusz Błaszczak. I czy kancelarią Bronisława Komorowskiego będzie kierował Sławomir Nowak, czy może ktoś jeszcze bardziej reprezentacyjny. Można też dopytać, kto zastąpi kandydatów w miejscach, które dziś zajmują, czyli kogo Jarosław Kaczyński widzi w roli prezesa PiS, a kogo Bronisław Komorowski upatrzył sobie na następcę w fotelu Marszałka Sejmu.

Jasnych odpowiedzi w tych sprawach dotąd nie było. Może da je debata, a my będziemy bardziej świadomi tego, kogo wybieramy.