Mer Czernihowa w emocjonalnym wystąpieniu telewizyjnym zaapelował do władz w Kijowie, by piloci rosyjskich samolotów nie podlegali wymianie jeńców wojennych. Nawiązał do historii zestrzelonego nad miastem rosyjskiego samolotu. Pilot major Aleksander Krasnojarcew uratował się i po wylądowaniu ukrył w stodole. Tam został nakryty przez ukraińskiego rolnika – właściciela stodoły. Rosjanin bez skrupułów zabił nieuzbrojonego cywila.

W ostatnich dniach coraz więcej mówi się o sytuacji jeńców wojennych i to po obu stronach. W mediach wypłynął film, który ma pokazywać, jak Ukraińcy strzelają w kolana rosyjskim więźniom wojennym. Władze Ukrainy wszczęły dochodzenie w sprawie tego zajścia.

Teraz głośno jest o ujawnionym zapisie wideo z przesłuchania rosyjskiego majora Aleksandra Krasnojarcewa. Pilotował on maszynę, która została zestrzelona nad Czernihowem. Uratował się, bo wyskoczył na spadochronie. Wylądował na czyimś podwórku, a następnie schował się w stodole. Tam nakrył go rolnik, którego Krasnojarcew zastrzelił bez skrupułów.

"Jakiś człowiek mnie gonił, miał widły czy coś podobnego. Ja użyłem broni. To był odruch" - mówił podczas przesłuchania major. Aleksander Krasnojarcew dodał także, że nie wiedział, iż zrzucane przez niego bomby spadają na zamieszkałe tereny.

Teraz mer miasta Władysław Atroszenko w emocjonalnym wystąpieniu telewizyjny zaapelował do władz w Kijowie, by piloci rosyjskich samolotów nie podlegali wymianie jeńców wojennych.

"Zwracam się do prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Reprezentuję wszystkich mieszkańców Chernihowa" - zaczął mer Władysław Atroszenko.

"Rosyjscy piloci kłamią, jak mówią, że nie wiedzieli, co bombardowali" - mówił mer  Czernihowa - miasta, w którym od rosyjskich pocisków zginęło 400 cywilów, nie ma w nim wody, gazu ani elektryczności.

"To jest zagłada cywilów, to jest zagłada miasta Czernihów" - wyjaśniał mer Atroszenko.

Władysław Atroszenko chce, by piloci, którzy brali udział w bombardowaniu, byli traktowani jak więźniowie, by stanęli przed sądem i nie podlegali wymianie jeńców wojennych, by nie mogli spokojnie wrócić do Rosji i "żyć sobie dalej".

"On zdaje sobie sprawę z tego, że zrzucał na miasto 500-kilogramowe bomby. Sprawcie, by pozostał w ukraińskim więzieniu" - mówił burmistrz i opowiadał o tym, że majorowi pozwolono zadzwonić do rodziny.

"Zadzwonił do swoich dzieci i spytał, co u nich słychać. Możecie sobie to wyobrazić? Do swoich dzieci w Moskwie, czy gdzie tam on dzwonił. Dlaczego ani razu nie zapytał, co słychać u mieszkańców Czernihowa?" - pytał retorycznie Władysław Atroszenko.

Sytuacja w Czernihowie jest dramatyczna. Miasto opuściła połowa mieszkańców. Zostały przede wszystkim osoby wymagające opieki, które nie mają dokąd uciec. Zburzone są obiekty cywilne: szkoły, szpitale, stadiony i biblioteki.

Ludzie, którzy zostali w mieście, gotują jedzenie na ulicy, zwłoki godzinami leżą na chodnikach - alarmuje mer miasta.

Znajdujący się na północy Ukrainy Czernihów liczył przed wojną ponad 285 tys. mieszkańców.