Polska jest rozczarowana wstępną propozycją 10. pakietu sankcji wobec Rosji. "Jest poniżej naszych oczekiwań" – przekazał dziennikarce RMF FM w Brukseli polski ambasador przy Unii Europejskiej Andrzej Sadoś. Wstępny projekt Komisja Europejska przedstawiła krajom UE w weekend. Dzisiaj, według ustaleń RMF FM, kraje UE otrzymają kody celne każdego z towarów, który ma zostać objęty sankcjami, a w środę KE ma już przedstawić projekt legislacyjny sankcji.

Polska uważa, że projekt jest "poniżej oczekiwań", gdyż nie przewiduje sankcji wobec Rosatomu, co było głównym postulatem Ukrainy, wspieranym przez Warszawę.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski jeszcze w zeszłym tygodniu na szczycie w Brukseli apelował, żeby na liście sankcji znalazł się rosyjski sektor nuklearny i firma Rosatom.

Zabrakło również sankcji za przymusowe adopcje ukraińskich dzieci - zauważa polski ambasador. Nie ma także głównego polskiego postulatu, czyli wyłączenia Gazpromu z systemu UER, który przyznaje certyfikaty niskiej emisji CO2.

Nie ma zakazu importu rosyjskich diamentów, co dla Polski jest niezrozumiałe po wstępnych pozytywnych zapowiedziach ze strony Belgii, która miała w tej sprawie największe opory. Według jednego z dyplomatów, Belgii nie udało się przekonać krajów z grupy z G7, żeby to były wspólne sankcje, a nie tylko unijne. 

KE zaproponowała natomiast sankcje wobec 4 rosyjskich banków i zakaz importu rosyjskiego kauczuku, o co także starała się Polska. Pakiet ma objąć także dodatkowe zakazy eksportu komponentów elektronicznych, które Rosja wykorzystuje do produkcji broni. 

Nowe zakazy handlowe mają kosztować Rosję 10 mld euro, ale jak przekazał RMF FM jeden z dyplomatów, jest to liczone w cenach z 2021 roku, a więc mocno zawyżone.

Opracowanie: