Podpisanie z Chinami umów o handlu i rozmowy na temat przyszłych inwestycji w Białorusi - to oficjalne powody, dla których Alaksandr Łukaszenka wybiera się 28 lutego do Pekinu. Nieoficjalnie może chodzić o coś zupełnie innego.

Wizyta białoruskiego przywódcy ma potrwać do 2 marca. W czasie kilku dni Łukaszenka spotka się z sekretarzem generalnym Komunistycznej Partii Chin Xi Jinpingiem i przedstawicielami chińskiego przemysłu. Oficjalnie rozmowy mają dotyczyć zacieśnienia współpracy gospodarczej między oboma krajami. Instytut Badań nad Wojną twierdzi jednak, że kluczowy powód, dla którego dojdzie do wizyty to wspólne ustalenie, w jaki sposób ominąć zachodnie sankcje, którymi zagrożono Chinom, jeśli te zdecydują się na dostarczenie broni do Rosji.

Zapowiedź wizyty zbiega się z doniesieniami CNN i "Washington Post" o tym, że Pekin poważnie rozważa dostarczenie Rosjanom dronów bojowych, broni maszynowej i pocisków artyleryjskich. Wysoko postawieni przedstawiciele Pentagonu, w ciągu ostatnich dni grozili nawet ujawnieniem danych wywiadowczych, które mają te informacje potwierdzać. 

Zarówno USA, jak i Unia Europejska zagroziły Pekinowi, że wszelkie próby pomocy militarnej dla Rosji, spotkają się z bolesnymi dla Chin sankcjami gospodarczymi. Wizyta Łukaszenki może być preludium do stworzenia mechanizmu maskowania dostaw broni pod fałszywą dokumentacją przewozową.

Białoruś otrzymała i otrzymuje duże wsparcie gospodarcze od Rosji, którego być może nie byłoby, gdyby nie było wojny. To kredyty, odroczenia spłat, dostęp do rynku rosyjskiego, zamówień państwowych, itd. Rosja pomaga Białorusi z eksportem jej produkcji, w tym nawozów potasowych, w sytuacji blokady sankcyjnej ze strony portów bałtyckich - mówi dla PAP politolog Waler Karbalewicz. Jest jasne, że Łukaszenka ma wobec Władimira Putina duży dług wdzięczności, który będzie chciał spłacić, nawet kosztem narażenia się na jeszcze większy ostracyzm społeczności międzynarodowej.