​Ukraińscy eksperci zostaną dopuszczeni do śledztwa w sprawie eksplozji w Przewodowie - przekazał szef Biura Polityki Międzynarodowej w kancelarii prezydenta Jakub Kumoch. Podobne informacje przekazał prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Polscy śledczy przekazali jednak RMF FM, że "nie mogą potwierdzić tych informacji".

Powtarzam jeszcze raz: Ukraina nie jest winna tego, że broni się przed Rosją i walczy z rosyjskimi rakietami. Ukraińscy eksperci są dopuszczeni na miejsce. Dziękuję ambasadorowi USA w Polsce Markowi Brzezinskiemu i ambasadorowi Ukrainy w Polsce Wasylowi Zwaryczowi za współpracę w tej bardzo ważnej sprawie - napisał na Twitterze Jakub Kumoch.

Szefowa kancelarii prezydenta Polski Grażyna Ignaczak-Bandych portalowi i.pl powiedziała, że "z dużym prawdopodobieństwem możemy powiedzieć, że Ukraińcy będą mogli obejrzeć miejsce wybuchu".

Wcześniej podobnie wypowiadał się prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Wczoraj domagaliśmy się włączenia nas do wspólnej międzynarodowej komisji śledczej i już późnym wieczorem otrzymaliśmy potwierdzenie. Nasi specjaliści z samego rana pojadą na miejsce - stwierdził.

Inaczej o sprawie wypowiadają się polscy śledczy. Nie możemy potwierdzić tych informacji - usłyszał reporter RMF FM Krzysztof Zasada w Prokuraturze Krajowej, której mazowiecki wydział prowadzi to postępowanie.

Co ciekawe, nie da się tam także dowiedzieć, czy śledztwo formalnie zostało już wszczęte, a jeśli tak, jaka jest podstawa prawna wyjaśniania tragedii, w której zginęło dwóch polskich obywateli.

Prokurator generalny Zbigniew Ziobro poinformował jedynie, że działania śledczych są "intensywne i dynamiczne" oraz skupiają się na zbieraniu materiałów dowodowych. 

Rakieta spadła w Przewodowie

Do eksplozji w Przewodowie na Lubelszczyźnie doszło 15 listopada po południu. Według wstępnych informacji, w pobliżu suszarni zbóż spadła rakieta. Zginęły dwie osoby.

Wtorek to był dzień, gdy Rosjanie przeprowadzili masowy atak rakietowy na Ukrainę. Wystrzelili około 100 pocisków. Początkowo podejrzewano, że to właśnie rosyjski pocisk spadł na Przewodów, jednak według wstępnych ustaleń polskich i amerykańskich, to najprawdopodobniej rakieta ukraińskiego systemu obrony przeciwlotniczej.

Z tą wersją nie chce się zgodzić Kijów. Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego Ołeksij Daniłow przekonywał, że posiada dowody na "rosyjski ślad" ataku, a prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział, iż jest przekonany, że była to rakieta armii Federacji Rosyjskiej.

Według unijnej dyplomacji, rozważane są dwa scenariusze: albo była to ukraińska rakieta systemu obronnego, albo rosyjski pocisk wycelowany w elektrownię znajdującą się po drugiej stronie granicy.