Przewodów leży na tej samej szerokości geograficznej co zakłady Antonowa w Kijowie i na tej samej długości geograficznej, co warsztaty lotnicze we Lwowie. W sieci pojawiły się sugestie, że polska wioska, która dzieli te koordynaty z ważnymi obiektami na Ukrainie, mogła stać się celem ataku... omyłkowo. Równie dobrze jednak ta zbieżność współrzędnych może być przypadkowa.

Najważniejsze informacje dotyczące wydarzeń w Przewodowie, reakcji przedstawicieli naszego rządu i sojuszników znajdziecie w RELACJI MINUTA PO MINUCIE oraz na STRONIE GŁÓWNEJ naszego serwisu.

Rzut oka na mapę dowodzi, że miejsce, w którym doszło do eksplozji położone jest na tym samym równoleżniku, co kijowskie zakłady Antonowa przy lotnisku Swiatoszyn. To tam w gigantycznym hangarze przez lata budowano m.in. nigdy niedokończony drugi egzemplarz największego samolotu świata An-225 "Mrija". W połowie marca w wyniku rosyjskiego uderzenia doszło w fabryce do pożaru i śmierci kilku osób.

Z kolei na tym samym południku co Przewodów znajdują się Lwowskie Państwowe Zakłady Naprawcze Samolotów. Te hangary też były celem rosyjskiego ataku rakietowego w połowie marca. Wtedy mer Lwowa informował, że nikomu nic się nie stało, bo wcześniej fabrykę ewakuowano.

Według doniesień mediów z Rosji i Białorusi z zeszłej dekady, produkowane w Rosji od ponad 40 lat pociski systemu przeciwlotniczego S-300 były już wówczas stosowane na poligonach do rażenia celów na ziemi. Agencja RIA-Nowosti informowała choćby, że ten system obrony przeciwrakietowej może służyć do zwalczania celów na ziemi "otrzymując współrzędne z jednostek rozpoznania sił lądowych"

Latem ukraińskie władze podały, że Rosja zaczęła używać tych pocisków do ostrzału celów na południu kraju. Mera Mikołajowa informował wtedy, że - mimo wspomagania systemem GPS - pociski nie wydają się być precyzyjne. 

Polskie władze wstępnie oceniły, że w Przewodowie spadł na polską ziemię ukraiński pocisk. Amerykanie informują, że nie mają powodu, by podważać tę wersję. Badania na miejscu prowadzą specjaliści z Polski i USA. Władze ukraińskie domagają się dopuszczenia do śledztwa. Zapewniają, że to była rosyjska rakieta i twierdzą, że mają na to dowody. Rosja powtarza, że pocisk był ukraiński. Według rzeczniczki rosyjskiej dyplomacji, władze w Kijowie próbują wymusić na USA działania, które prowadziłyby do eskalacji konfliktu.

Opracowanie: