"Właśnie przyjechałem do Mariupola. Tej naszej ukraińskiej nie oddamy nigdy i nikomu" - napisał prezydent Ukrainy na swoim profilu na Twitterze.

Prezydent rozpoczął wizytę w Mariupolu, który ostrzeliwany jest przez siły rebeliantów i wojska rosyjskie, znajdujące się w położonym ok. 40 km na wschód Nowoazowsku, przy granicy z Rosją.

"Po zapowiedzi mojego przyjazdu na 13.30 (godz. 12.30 w Polsce) rozpoczął się ostrzał naszych punktów kontrolnych. Chcieli wystraszyć. Nikt się ich nie boi" - głosi wpis szefa państwa ukraińskiego.

1200 ukraińskich jeńców uwolniono z rąk przeciwnika na wschodzie Ukrainy podczas trwającego od piątku zawieszenia broni w tym regionie - oświadczył prezydent Ukrainy.

Prezydent ocenił, że Ukraina w każdej chwili musi być przygotowana na "podstępne złamanie" rozejmu. Zwrócił uwagę, że mieszkańcy Mariupola, który atakowany jest od wschodu przez separatystów i wojska Federacji Rosyjskiej, wciąż narażeni są na niebezpieczeństwo. Poroszenko pochwalił ich za bojowy duch i patriotyzm.

Nikt nie będzie was okłamywał i nikt nie stwierdzi, że rozejm nas uratuje; musimy obronić to miasto - powiedział Poroszenko.

Jak dowiedział się nasz korespondent Przemysław Marzec, te deklaracje oznaczają, że większość zapisów porozumienia z Mińska nie zostanie zrealizowana. Rosyjski politolog Siergiej Michiejew twierdzi, że jego podpisanie było jedynie taktycznym zagraniem Poroszenki przed wyborami.

Wojenna klęska oznacza przegraną w wyborach parlamentarnych, a ten podpisany kompromis pozwala mu ogłosić: "Zatrzymałem wojnę, waszych dzieci nie będą zabijać" i z tym można już iść na wybory - tłumaczył Michiejew.

Mimo zawieszenia broni na Ukrainie, separatyści i wojska rosyjskie znów ostrzelali z moździerzy pozycje Gwardii Narodowej. Jeżeli rozejm nie pomoże, potrzebny będzie stan wojenny - przyznaje premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk. "Innego wariantu nie będzie" - dodaje.

(acz)