Propagandowa, antyukraińska wojna w internecie. Rosyjska Agencja Badań Internetu zatrudnia 600 osób, które komentują kryzys ukraiński w mediach społecznościach i na stronach internetowych mediów. O sprawie pisze francuski dziennik "Le Figaro".

Zalew wrogich komentarzy, a także tzw. trollowanie, czyli mnożenie komentarzy złośliwych i obraźliwych, odnotował też dziennik "Guardian" po publikacji tekstów na temat wspierania przez Rosję separatystów na wschodniej Ukrainie. "Moderatorzy portalu "The Guardian" przesiewają dziennie 40 tys. prorosyjskich komentarzy, by odrzucić wpisy trolli" - pisze "Le Figaro".

Elena Morenkova Perrier, wykładowca nauk politycznych na uniwersytecie Paris 2 przypomina, że Rosja zmobilizowała się do poważniejszego traktowania akcji propagandowych w internecie po krótkiej wojnie rosyjsko-gruzińskiej w 2008 roku, która okazała się dla Kremla "komunikacyjną katastrofą".

Toteż teraz, gdy nabiera impetu kryzys ukraiński, 600 opłacanych blogerów i komentatorów rosyjskiej Agencji Badań Internetu stara się wpływać na opinię publiczną i pozyskiwać zwolenników rosyjskiej wersji wydarzeń za pomocą nieustannej aktywności w sieci, na stronach gazet i innych mediów, również zagranicznych - pisze ekspertka.

O wykorzystywaniu takich zawodowców internetowej propagandy pisała już "Nowaja Gazieta" w tekście na temat "kremlowskiej armii trolli".

Rosyjskie władze nigdy nie zdementowały informacji na ten temat - podkreśla Morenkova Perrier; zwraca jednak uwagę, że nie wszystkie takie kampanie są inspirowane bezpośrednio przez Kreml.

(abs)