Warszawska Prokuratura Warszawa-Praga zaprezentowała fragmenty nagrań z akcji prokuratury i ABW w redakcji "Wprost". Prokuratorzy w asyście funkcjonariuszy weszli tam w ubiegłą środę w związku ze śledztwem dot. nielegalnego podsłuchiwania polityków. Żądali wydania nośników. Dziś okazuje się, że nagranych zostało kilkadziesiąt osób.

Jak powiedziała Mazur, kilkadziesiąt osób jest na nagraniach z nielegalnych podsłuchów. Ta liczba wynika z zabezpieczonych nagrań. Mam tylko przekazaną taką informację, że na podstawie ustaleń śledztwa wynika, ze jest to kilkadziesiąt osób - poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Są to osoby z kręgu polityki, biznesu, a także byli i obecni funkcjonariusze publiczni.

Mazur dodała, że prokuratura wie, "w jakim okresie w procederze brali udział Łukasz N. i Konrad L." - podejrzani ws. podsłuchów. W stosunku do Łukasza N. jest to okres od lipca 2013 do czerwca 2014, odnośnie Konrada L. jest to okres od września 2013 do czerwca 2014 r. - powiedziała rzeczniczka.

Nawiązując do samej akcji w redakcji "Wprost" przekonywała, że prokurator dążył do "ugodowego przejęcia nośnika" w gabinecie redaktora naczelnego "Wprost". Jego działania ograniczały się do samego gabinetu.

Zdjęcia, które później obiegły Polskę i media, pokazywały ten gabinet po zakończeniu czynności (...). Żadnych działań - ani prokuratury, ani funkcjonariuszy ABW - nie było takich, które mogłyby skutkować jakimkolwiek zniszczeniem mienia znajdującego się w redakcji - powiedziała Mazur.

Co jest na nagraniach: ABW próbowało odebrać Latkowskiemu laptop

Na wezwanie prokuratora do redaktora naczelnego "Wprost" Sylwestra Latkowskiego podeszło dwóch funkcjonariuszy ABW, próbowali mu wyrwać laptop - wynika z nagrania prokuratury. Była próba siłowego odebrania laptopa - przyznała rzeczniczka.

Na nagraniu widać, że wówczas jeden z dziennikarzy "Wprost", znajdujący się w gabinecie Latkowskiego, zaczął wołać: "Otwórzcie drzwi", "Wejdźcie tutaj". Za drzwiami stali dziennikarze innych redakcji i inne osoby. Wznosili okrzyki: "Do domu, do domu" oraz "Wolne media".

Na nagraniach widać też, jak prokuratorzy wielokrotnie zwracają się do redaktora naczelnego "Wprost" i obecnego na miejscu mecenasa tygodnika, by wydali prokuraturze kopie nagrań podsłuchów.

Mazur wyjaśniała, że śledczy powoływali się na przepis, zgodnie z którym, każdy przedmiot może być zatrzymany w czasie przeszukania - nawet taki, który zawiera tajemnicę objętą bezwzględnym zakazem dowodowym. Dodała, że przedmiot w tzw. bezpiecznej kopercie jest przekazywany do sądu i to sąd decyduje, który fragment zabezpieczony przez prokuratora może być wykorzystany, a który nie.

Prokurator nie jest dopuszczony do odsłuchania, ujawnienie informatora nie może mieć miejsca. Cały czas prokuratorzy próbowali wyjaśnić, że są przepisy uprawniające do zabezpieczenia przedmiotu. Trafiłby on do kancelarii tajnej i w najbliższym możliwym terminie trafiłby do sądu z wnioskiem o uchylenie tajemnicy i sąd by zdecydował - wyjaśniała.

Mazur opisując kolejny fragment nagrania podkreślała, że prokurator miał w ręku nośnik zawierający nagrania, ale nie próbował go zabrać bez zgody naczelnego "Wprost".

Widać rękę prokuratora, który trzyma nośnik, pendrive wydany mu przez redaktora naczelnego jako nośnik, na którym znajduje się zapis rozmowy (...). Prokurator (...) trzymał go w ręce, miał go w dyspozycji, ale bez zgody naczelnego nie podjął żadnych działań, żeby go przymusowo zatrzymać - powiedziała.

We fragmencie filmu zaprezentowanego przez Mazur słychać, jak prokurator prosi o wskazanie miejsc pracy redaktorów, którzy byli autorami artykułu, po tym, jak wcześniej naczelny odmówił przekazania nośników. Zaznaczyła, że chodziło o wskazanie miejsc pracy tylko tych osób, które pracowały przy artykule, w wyniku którego prokuratura podjęła śledztwo.

Prezentowane przez prokuraturę fragmenty nagrań dotyczą akcji prokuratury i ABW w redakcji "Wprost". W ubiegłą środę do tygodnika weszli prokuratorzy w asyście funkcjonariuszy i zażądali wydania nośników. Akcja przeprowadzana była w ramach śledztwa dotyczącego nielegalnego podsłuchiwania polityków. Redakcja odmówiła wydania nośników, w związku z czym prokuratura zarządziła przeszukanie. Po szamotaninie odstąpiono od tych działań. Redaktor naczelny Sylwester Latkowski zapowiedział wówczas, że redakcja przekaże prokuratorom nośnik z nagraniem, gdy tylko upewni się, że nie naraża to źródła informacji. Stało się to po kilku dniach.

Dzień później prokurator generalny Andrzej Seremet oceniał, że działania prokuratury i ABW w redakcji "Wprost" miały podstawy prawne, a ich celem było zdobycie dowodu przestępstwa, a nie pognębienia prasy i zamknięcia jej ust. Działania prokuratury krytycznie natomiast ocenił resort sprawiedliwości. Według MS akcję prowadzono "mało profesjonalnie i nieroztropnie", a działania mogły budzić uzasadnioną obawę naruszenia tajemnicy dziennikarskiej. "Wprost" złożył zażalenie na działania prokuratury.

(j.)