"Kardynała Bergoglio można było spotkać w metrze w Buenos Aires, sklepie czy na stadionie lokalnego klubu, którego był wiernym kibicem. Odwiedzał slumsy i rozmawiał z ubogimi. Był niezwykle skromny" - tak kardynała Bergoglio, późniejszego papieża Franciszka wspomina Rosalia Konop, Polka mieszkająca w Buenos Aires.
- Nasz amerykański korespondent Paweł Żuchowski poznał Rosalię Konop 12 lat temu, gdy po wyborze Bergoglio na papieża poleciał do Argentyny relacjonować radość obywateli tego kraju z wyboru ich rodaka na Stolicę Piotrową.
- "Pracowaliśmy wspólnie przez kilka dni, nagrywając rozmowy i odwiedzając miejscowe kościoły czy slumsy, w których pojawiał się kardynał Bergoglio" - zaznacza nasz dziennikarz.
- Rosalia Konop, wspominając papieża Franciszka, zaznacza, że to był człowiek otwarty, duchowny ubogich.
- Franciszek nie miał samochodu, po Buenos Aires jeździł metrem. Można go było w różnych częściach miasta.
Paweł Żuchowski RMF FM: Powiedziałaś mi o tym, że on bardzo często jeździł na przedmieścia Buenos Aires i spotykał się z bezdomnymi w takich tymczasowych, prowizorycznych domach, których jest wiele właśnie w okolicy Buenos Aires.
Rosalia Konop: Tak. On prowadził kościół bardziej otwarty, bardziej przybliżony do Jezusa chodzącego po ziemi. Nikogo nie potępiał. Chrzcił dzieci, mimo że rodzice nie byli małżeństwem na przykład. Robił raz w miesiącu mszę świętą dla społeczności LGBT, bo na wszystkich był otwarty. Bywał w slumsach i dlatego był bardzo, bardzo lubiany. Jak został papieżem, to cały świat się cieszył. Różne, wszystkie klasy. Biedni - dlatego że był ich przedstawicielem. Bogaci - bo był Argentyńczykiem. Dla mnie, jako Polki mieszkającej w Buenos Aires, papież Argentyńczyk po papieżu Polaku, to było coś. Bardzo się wszyscy cieszyliśmy.
Pamiętam twoje wspomnienia, ale też opowieści innych ludzi o tym, że bardzo często można było go spotkać na stadionie miejscowego klubu, którego był wielkim fanem, czy na przykład w metrze, kiedy przemieszczał się między parafiami.
Tak, to było normalne. On nie miał żadnych samochodów. Można było go zobaczyć w metrze, w normalnych butach, w normalnym ubraniu. Nic specjalnego. Był osobą, która przychodziła do ludzi. Pamiętam - raz w miesiącu odbywała się msza migranta. Przeważnie... ponieważ mieszkam w mieście, to w stroju chodziłam na tę mszę (polskim stroju regionalnym), aby przeczytać intencje w języku polskim. Był metropolitą. Przychodził do nas i pytał: czego potrzebujecie, czy wszystko okej? Nie posyłał kogoś innego, ceniliśmy to.
Argentyna, kiedy usłyszała, że papieżem został Argentyńczyk, bardzo się cieszyła. Później trochę wypominano mu to, że nie pojawił się w ojczyźnie. Był blisko, był w Chile - zdaje się w czasie pielgrzymki - ale do Argentyny nie zawitał. Tu jest chyba trochę żalu do niego, że się do Argentyny nie pofatygował już jako papież.
To jest coś, co nas bardzo wszystkich do dziś boli, bo jeszcze była nadzieja, że może kiedyś przyjedzie. Nie wiem, o czym on myślał, bo nie chciał przyjechać na pewno, kiedy rządziła tamta partia albo ta partia. Myślę, że przez politykę przede wszystkim nie przyjechał, żeby ludzie nie myśleli, że on popiera tych, a nie tamtych. Argentyna jest podzielona na dwie główne partie, niestety tak jak Polska. Myślę, że dlatego nie przyjechał.
Jak ty zapamiętasz papieża Franciszka?
Jako takiego normalnego człowieka, otwartego na wszystkich, który chciał przybliżyć każdego do Kościoła i nikogo nie odpychał. Zapamiętam go dobrze.
A czy to ważne dla Argentyny jako kraju, że przez te 12 lat głową Kościoła katolickiego był właśnie człowiek z Argentyny?
To było bardzo, bardzo, bardzo ważne. Z czasem oczekiwania dotyczące przyjazdu do Argentyny były mniejsze. Na początku (pontyfikatu - przyp. RMF FM) myślałam, że w jego rękach będzie to, żeby zjednoczyć podzieloną na dwie części Argentynę. To jeszcze zostało mu do zrobienia. Może jako Polka porównuję papieża Jana Pawła II z papieżem Franciszkiem. Nie wiem, co było w jego głowie i dlaczego tu nie przyjechał.
Kiedy przyjechałem do Buenos Aires, mówiło się o niejasnościach dotyczących kontaktów papieża z juntą wojskową. Pamiętam, że wtedy skontaktowałaś mnie z panią, która w tamtym okresie była prześladowana, wcześniej była sędzią. Ona opowiadała mi, że jej Franciszek bardzo mocno pomógł: ukrywał ją, pomagał odwiedzać syna. Jest dużo relacji pokazujących, jak Franciszek działał, jak wspierał niektórych.
On wspierał każdego prześladowanego. Różne partie chciały to wykorzystać. Myślę, że dlatego nie przyjechał. Na początku partia, która go potępiała, potem była za nim, a później inni robili to samo. Każdy jechał do Watykanu i potem jak wracał do Buenos Aires, mówił, że jest przedstawicielem papieża. Sam papież zaznaczał, że on nie ma żadnych przedstawicieli prywatnych. Partie chciały wykorzystać to, że on był papieżem.
Pamiętam, że kiedy jeździłem z Tobą po Buenos Aires i okolicy, byliśmy w polskiej misji katolickiej, a także w parafii, w której posługiwał nieżyjący już, wtedy już bardzo wiekowy ksiądz. Wszyscy powoływali się na relacje z ówczesnym kardynałem, który był otwarty na problemy Kościoła, na problemy misji, polskiej społeczności, tej imigranckiej. Mówili, że on potrafił rozmawiać także z tymi duchownymi, którzy pochodzili z wielu innych państw.
On naprawdę wszystkich przyjmował. Już od paru lat na przykład nie ma tej mszy imigrantów. Tej mszy, w której uczestniczyli przedstawiciele Kościołów wszystkich narodowości. Wiemy, jaki on był - otwarty dla wszystkich.
Czy Argentyna pozostaje w żałobie po tych informacjach, które napłynęły?
Rozmawiałam z koleżankami w Buenos Aires, które płaczą strasznie za Franciszkiem i jak widać, będzie siedem dni żałoby w Argentynie. Ze względu na to, że był kibicem klubu San Lorenzo, to przy katedrze są powieszone flagi tej drużyny. Msze odprawione są cały dzień za jego duszę, więc Argentyńczycy będą tęsknić za Franciszkiem.