Biało-czerwoni jutro po raz trzeci w historii zagrają z Armenią na stadionie w Erywaniu. Poprzednie dwie wizyty wspominają raczej bez sentymentu. Bilans to remis i porażka. Czy tym razem w końcu uda się wywieźć stamtąd komplet punktów?

Biało-czerwoni jutro po raz trzeci w historii zagrają z Armenią na stadionie w Erywaniu. Poprzednie dwie wizyty wspominają raczej bez sentymentu. Bilans to remis i porażka. Czy tym razem w końcu uda się wywieźć stamtąd komplet punktów?
Polacy przygotowują się do eliminacyjnego meczu mistrzostw świata z Armenią, który odbędzie się w Erywaniu /Leszek Szymański /PAP

Poprzedni mecz w Erywaniu pamięta z boiska tylko jeden aktualny reprezentant Polski, czyli Jakub Błaszczykowski. Wszedł wtedy na boisko w 60. minucie, kiedy to biało-czerwoni remisowali jeszcze 0:0. Nieco później straciliśmy gola za sprawą Hamleta Mchitarjana i wracaliśmy do domu na tarczy. To jednak nie miało wielkiego znaczenia w ostatecznym rozrachunku, bo kadra Leo Beenhakkera i tak awansowała na Euro 2008. Dla Ormian tamto zwycięstwo było szczególne. Ich ówczesny selekcjoner - Szkot Ian Portfield był już wtedy poważnie chory. Zmarł zaledwie 3 miesiące po wygranej nad naszą reprezentacją. Piłkarze chcieli wtedy wygrać dla niego.

Pierwsza nasza wizyta w Erywaniu to rok 2001. Wtedy reprezentacja Jerzego Engela zremisowała 1:1, a mecz toczył się w ogromnym upale. Dla gospodarzy trafił ich obecny selekcjoner, a więc Artur Petrosjan. Dla nas bramkę zdobył bardzo skuteczny w tamtych eliminacjach Radosław Kałużny. W tamtym meczu sędzia pokazał aż trzy czerwone kartki. Jedną z nich niezasłużenie obejrzał w końcówce spotkania Jacek Bąk. Remis także okazał się szczęśliwy, bo przecież Polacy pojechali na mundial w Korei i Japonii.

To co przesądzało o dobrym wyniku Ormian w tamtych meczach, była nie tylko jak w 2001 roku pogoda, ale także nieustępliwość a często wręcz brutalność. Teraz musimy przygotować się na podobny scenariusz. Rywale na pewno będą faulować i wytrącać nas z równowagi. Zapewne najczęściej kopany po kostkach będzie Robert Lewandowski. Stadion w Erywaniu położony 1000 m n.p.m. to także atut Ormian, którzy powinni zaatakować od pierwszych minut, kiedy to nasi piłkarze będą jeszcze przyzwyczajać się do panujących warunków. Taki scenariusz widzieliśmy już w tych eliminacjach, ale trzeba też zaznaczyć, że Armenia tylko w jednym meczu szybko strzeliła bramkę. Prowadziła z Danią, by przegrać 1:4. Z Rumunią przegrała 0:5, ale potrafiła też wygrywać. Z Kazachstanem 2:0 i co bardzo ważne dla układu tabeli z Czarnogórą 3:2, choć goście prowadzili już 2:0. Wystarczy rzut oka na tabelę naszej grupy, by przekonać się jak ważny to wynik w kontekście sytuacji biało-czerwonych.

Jeżeli w końcu zdołamy zwyciężyć w Erywaniu, mundial będzie na wyciągnięcie ręki. Remis zdecydowanie utrudni sytuację. Co prawda w czwartkowy wieczór możemy zapewnić sobie bilety na mistrzostwa świata (jeśli wygramy, a w meczu Czarnogóry będzie remis), ale trzeba liczyć się z tym, że to niedzielne starcie na PGE Narodowym z ekipą Montenegro okaże się decydujące.