Polskie władze nie zrobiły nic, by zabezpieczyć miejsce katastrofy 10 kwietnia - mówi w rozmowie z korespondentem RMF FM wdowa po szefie IPN, Januszu Kurtyce. Zuzanna Kurtyka pojechała do Smoleńska z grupą młodzieży ze Śląska. Na miejscu katastrofy młodzi ludzie odnaleźli małą część prezydenckiego tupolewa.

Zuzanna Kurtyka: Miejsce katastrofy nie jest zabezpieczone w ogóle. To przecież widać. Prawda? Zastanawiam się, czy tutaj jest w ogóle nasz polski konsulat w tym kraju. Bo to co jest, to jest w tym momencie zrobione przez ludzi, którzy tu przyjechali, przez grupy, które przyjechały oddać hołd. A gdzie jest praca konsulatu? Ich obowiązkiem jest w jakiś sposób upamiętnić to miejsce. Tego wszystkiego nie ma.

Przemysław Marzec: Pani, jak dzisiaj tutaj przyjechała i stanęła w tym miejscu, myśli, że polskie władze nie robią wystarczająco dużo, żeby chronić, zabezpieczyć to miejsce?

Zuzanna Kurtyka: Proszę sobie popatrzeć i odpowiedzieć na to pytanie. Tak. Nic nie jest zrobione. W tym momencie nic nie jest zrobione. Oczekiwałabym odpowiedniego upamiętnienia tego miejsca. To jest pole, które w tym momencie jest suche. Za chwilę się zamieni w błoto i tyle.