„Mam nadzieję, że 2014 będzie lepszy od 2013. To, że wychodzimy na prostą mamy szansę odczuć w 2015” – mówi w rozmowie z RMF FM ekonomista Ryszard Petru. I dodaje, że obawia się o poziom kursu walut, tym bardziej, że wielu Polaków ma kredyty we frankach szwajcarskich albo w euro.

Krzysztof Berenda: Mamy kolejne dane pokazujące, że jednak ożywienie w gospodarce się pojawia. Mieliśmy ostatnio pozytywne zaskoczenie z bezrobociem, które w grudniu co prawda wzrosło, ale bardzo powoli, tak jak się do tej pory nie zdarzało przez ostatnie lata. Czy ten rok, który właśnie zaczęliśmy może być jakimś rokiem zmian? Możemy rzeczywiście czuć, że jest lepiej?

Ryszard Petru, ekonomista: Ja mam nadzieję, że 2014 będzie lepszy od 2013. Trzynasty to był naprawdę słaby rok i na szczęście to bezrobocie nie wzrosło tyle co zwykle rośnie. Bez wątpienia pomogła pogoda, bo oznacza to, że prace związane z budową mogły być kontynuowane. W przypadku mrozów prawdopodobnie bezrobocie byłoby wyższe, niemniej rzeczywiście w Europie jest lepiej, w Stanach jest lepiej. Ale w Polsce nastąpił jeszcze wzrost rzędu 3 proc. ze wzrostem popytu Polaków, czyli ludzie będą realnie więcej kupować. Firmy realnie więcej inwestować. Niemniej pamiętajmy o tym, że to nie jest bardzo silny wzrost i przeciętny Polak jednie odczuje, że jest trochę lepiej. To nie będzie takie wrażenie, że naprawdę wychodzimy już na prostą. Sądzę, że to poczujemy w 2015 roku. Kluczową kwestią dla przeciętnej polskiej rodziny jest kwestia bezrobocia, zatrudnienia i co się z tym wiąże - wzrostu płac. A płace raczej nie będą mocno rosły. Niska inflacja powoduje, że mamy szansę mieć siłą rzeczy więcej pieniędzy w kieszeniach. Bo to ważne. Inflacja, pamiętajmy, może zjadać cały przyrost prac, ale jeżeli chodzi o poziom zatrudnienia, to muszą być bardzo mocne wzrosty inwestycji przez firmy prywatne, a nie sądzę, aby one w dużej skali miały miejsce w 2014 roku. Dopiero 2015 ma szanse być tym rokiem naprawdę dobrym.

W którym aspekcie naszego życia gospodarczego zobaczymy największą poprawę w tym roku? Gdzie będzie ten największy plus? Gdzie zyskamy najwięcej?

Wydaje mi się, że firmy będą więcej inwestować, ale nie za dużo. Eksporterzy będą mieli się raczej dobrze. Polak będzie miał wrażenie, że troszeczkę mu więcej zostało, ale nie sądzę, żeby pod koniec 2014 roku każdy z nas mógł powiedzieć - ewidentnie w danym obszarze mi się poprawiło. Różnica między 2014 a 2013 rokiem może polegać na tym, że - mam nadzieję - Polacy odczują: "sprawy idą powoli w dobrym kierunku". W 2013 roku wielu z nas miało wrażenie zupełnie inne, że sprawy idą w złym kierunku. Wydaje mi się, że ta główna różnica polega na tym, że jest szansa, że będzie lepiej, a nie że już jest lepiej.

A gdzie będą te nazwijmy to "pola cierpienia", gdzie my dostaniemy po portfelach? Akcyza na papierosy, alkohol jest wyższa. Co nas zaboli jeszcze?

Ja bym się jednak bał o poziom kursu walutowego. Wielu Polaków ma cały czas kredyty we frankach szwajcarskich, w euro. Przypomnę - amerykański Bank Centralny przestaje drukować pieniądze. W uproszczeniu oznacza to, że tych pieniędzy będzie mniej i część z nich po prostu wróci do domu, czyli do Stanów Zjednoczonych, osłabiając chwilowo zapewne złotego. To może Polaków trochę zaboleć, pod koniec roku sądzę, że wszyscy będą oczekiwać, że na przykład stopy procentowe będą w przyszłości rosły, a to oznacza, że ci, którzy cieszą się dzisiaj z niskich poziomów oprocentowania kredytu, zobaczą pod koniec roku, że on zaczyna być wyższy, nawet jeśli Rada Polityki Pieniężnej nie podniesie stóp procentowych, bo rynek wycenia co będzie w przyszłości. Pamiętajmy, jak gospodarka się rozwija, to wszystko nie może być zawsze doskonałe.

Czyli kredyty i w złotym, i w euro będą droższe.

Sądzę, że będą droższe, ale to jest akurat sygnał, że sytuacja się poprawia, a nie pogarsza.

Jakie są jeszcze zagrożenia? Czy coś co może sprawić, że ten w miarę optymistyczny scenariusz może się odwrócić i wrócimy do tego, co było w ostatnich latach.

Czynnik ryzyka to oczywiście zewnętrzny, czyli zobaczymy, jakie będą skutki tego, że w Stanach Zjednoczonych przestano drukować dolary. To może mieć reperkusje różnego rodzaju, na przykład mogą wzrosnąć ceny ropy naftowej i odczujemy na przykład wysokie ceny na stacjach benzynowych. Co nie będzie miało nic wspólnego zupełnie z tym, co się dzieje w Polsce. Czyli czynnik zewnętrzny zawsze istnieje jakieś ryzyko zamieszania w Europie, bo Europa powoli wychodzi z kryzysu, ale ten kryzys zadłużeniowy, wszyscy mają duże długi, cały czas ma miejsce. Czyli jakieś perturbacje mogą tam się odbywać, a w Polsce jednak głównym czynnikiem ryzyka powiem szczerze jest czynni ryzyka politycznego. Wchodzimy w okres wyborczy, ważne jest to, żeby nie ugiąć się przed falą populizmu, ewidentnie widać, że SLD idzie w skrajny populizm, sądzę, że tak samo będzie z PiS-em. Apel do rządu, żeby stawić temu czoła, a jest perspektywa, że w 2015 roku naprawdę będzie lepiej. Jeżeli Polacy w tym momencie mogą się trochę inaczej zachowywać. A rzeczywiście prawo to, co pokazała pani minister Fedak, pokazuje, że jeżeli przyjmujemy prawo słabe, to potem z tym musimy się bujać i to nas kosztuje.


(j.)