"Nie da się wrócić do świata sprzed krachu finansowego z 2008 r. - od tego wydarzenia ubyło nie tylko kilka milionów miejsc pracy, ale też zmieniło się samo pojęcie pracy" - uważa ekonomista Sergiusz Prokurat, autor książki "Work 2.0: Nowhere to Hide". "Miliony miejsc pracy znikło na zawsze, świat pracy stał się w większym stopniu wirtualny, a w mniejszym ludzki" - argumentuje.

Książka polskiego ekonomisty z Wydziału Nauk Społecznych Wyższej Szkoły Gospodarki Euroregionalnej w Józefowie została wydana ostatnio przez CreateSpace Independent Publishing Platform. Jest już szeroko komentowana w Wielkiej Brytanii.

Autor przedstawia w niej teorię, że nowa gospodarka, w mniejszym zakresie będzie zależała od grupy ludzi przebywających w tym samym miejscu, w tym samym czasie, na tym samym spotkaniu, lub nawet na tym samym kontynencie. Wiele prac, w tym menedżerskich, wymagających międzyludzkich interakcji przejmą roboty.

Przyszłość należy - jego zdaniem - do hiperspecjalistów, których nie może zastapić coraz lepsze oprogramowanie lub Chińczycy.

Firmy zawsze będą dążyć do redukcji kosztów i wygenerowania wysokich zysków. Internet oznacza oszczędności na międzyludzkiej interakcji, a więc managemencie. Prac menedżerskich będzie coraz mniej, przynajmniej tych stałych - twierdzi Prokurat.

Czarna wizja?

Ekonomista uważa również, że roboty już teraz kradną ludziom miejsca pracy i że proces ten ulegnie przyspieszeniu.

Z kolei decyzje podejmowane obecnie przez wysoko opłacanych menedżerów będą podsuwane przez oprogramowanie w oparciu o bogactwo zgromadzonych danych - przewiduje ekonomista.

Zmiany technologiczne spowodują, że 40-godzinny tydzień pracy, praca za biurkiem, tradycyjne kanały awansu, premiujące lojalność i wysługę lat, prace zastrzeżone dla klasy średniej związane z zarządzaniem - wszystko to stanie się przeżytkiem.

Miejsc pracy będzie w przyszłości mniej, a najważniejszymi kwalifikacjami pracowników będzie zdolność twórczego myślenia.

(abs)