Koronawirus rozchodzi się w gospodarstwach domowych szybciej, niż do tej pory przypuszczano - przekonują naukowcy z Vanderbilt University Medical Center. W najnowszym raporcie "Morbidity and Mortality Weekly Report" przygotowywanym przez amerykańskie Centra Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) piszą, że w USA przeciętnie od jednej zakażonej osoby koronawirusa łapie ponad połowa domowników - w większości w ciągu 5 dni od pojawienia się pierwszych objawów.

Wyniki naszych obserwacji pokazują, że po tym, jak w danym gospodarstwie domowym zachoruje pierwsza osoba, kolejne zakażenia postępują szybko, niezależnie od tego, czy ta pierwsza osoba jest dorosła, czy jest to dziecko - mówi kierujący zespołem badawczym prof. Carlos G. Grijalva.

Wcześniejsze badania, prowadzone w USA, Europie i Azji wskazywały na to, że we wspólnym gospodarstwie domowym zakaża się przeciętnie do 30 proc. osób. Tamte badania szacowały liczbę domowych zakażeń na podstawie danych zbieranych w ramach programów śledzenia kontaktów - mówi współautorka pracy, prof. Helen Keipp Talbot. Nasze wstępne obserwacje są wynikiem systematycznego, codziennego monitoringu transmisji wirusa wśród osób zamieszkujących pod jednym dachem - dodaje. Program badań jest prowadzony w gospodarstwach domowych w Nashville w stanie Tennessee i Marshfield w stanie Wisconsin.

Obserwacje pokazały, że w domu, w którym pojawia się infekcja koronawirusem u jednej osoby, zakaża się przeciętnie 51 proc. domowników. Do 75 proc. tych zakażeń dochodzi przy tym w ciągu 5 dni od pojawienia się pierwszych objawów, niezależnie od tego, czy dotyczyły dziecka, czy osoby dorosłej. Okazało się też, że w chwili otrzymania pozytywnego wyniku testu na koronawirusa objawy wykazywało mniej niż połowa domowników. Wielu nie miało żadnych objawów przez kolejnych 7 dni. 

Zdaniem prof. Grijlavy, wyniki potwierdzają znaczenie kwarantanny. Wiele osób, które żyją pod jednym dachem z osobą zakażoną, może być zakażonych i przechodzić to bezobjawowo, nie zdając sobie z tego sprawy. Dlatego izolacja w domu i monitorowanie ewentualnych objawów ma kluczowe znaczenie dla ograniczenia pandemii. 

Autorzy zwracają uwagę, że jesienią i zimą coraz więcej czasu spędzamy w zamkniętych pomieszczeniach i trzeba sobie zdawać sprawę z rosnącego ryzyka infekcji. Ponieważ wciąż nie ma skutecznego sposobu monitorowania bezobjawowych zakażeń, tym istotniejsze jest poddawanie się natychmiastowej kwarantannie, gdy zachoruje ktoś z bliskiego otoczenia. Ryzyko transmisji wirusa mogą przy tym zmniejszyć działania na rzecz samoizolacji domowników.