Syryjska armia, która ma wesprzeć Kurdów w walce z turecką inwazją, wkroczyła do miasta Manbidż na północy Syrii - podały oficjalne syryjskie media oraz AFP, która powołuje się na przedstawiciela władz miasta.

Regularna armia syryjska weszła do Manbidżu po raz pierwszy od 2012 roku na mocy porozumienia, jakie w niedzielę zawarli Kurdowie z reżimem prezydenta Baszara al-Assada.

Według źródeł AFP na zachodnich obrzeżach miasta przez poniedziałek gromadziły się oddziały byłej syryjskiej opozycji, które teraz wspierają turecką armię w ofensywie na tereny kontrolowane w Syrii przez Kurdów.

Jak komentuje Reuters, syryjska armia szybko wykorzystała fakt, że z północnej Syrii wycofują się Amerykanie i w ciągu niespełna 24 godzin zdołała wysłać oddziały w głąb kurdyjskich terytoriów.

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan podkreślił w poniedziałek, że kurdyjscy bojownicy muszą się wycofać z Manbidżu, a jeśli tak się nie stanie, to wkroczą tam do akcji tureckie wojska. My, jako Turcja, nie wejdziemy do Manbidżu, gdy zostanie opuszczony. Udadzą się tam faktyczni gospodarze tych terenów, Arabowie z lokalnych plemion. Naszą rolą jest osiedlenie ich i zapewnienie im bezpieczeństwa - dodał.

Również w poniedziałek syryjskie media państwowe poddały, że regularna armia wkroczyła do miasta Tel Tamer na północnym wschodzie kraju.

Kurdyjska Autonomiczna Administracja Syrii Północnej i Wschodniej poinformowała w niedzielę w komunikacie, że armia syryjska ma "wyzwolić tereny", nad którymi kontrolę przejęli Turcy i wspierane przez nich syryjskie formacje opozycyjne. "Wstępna wojskowa" umowa z władzami w Damaszku dotyczy rozmieszczenia sił wzdłuż granicy Syrii z Turcją, a kwestie polityczne strony omówią później - poinformował przedstawiciel Kurdów.

Według agencji Reutera negocjacje rządu Syrii z dowództwem sił kurdyjskich toczyły się w rosyjskiej bazie lotniczej Hmejmim w Latakii.

Szef Pentagonu Mark Esper ostrzegł w niedzielę, że Waszyngton nabrał przekonania, iż atakowani Kurdowie próbują "zawrzeć porozumienie" z regularną armią syryjską i Rosją.

Kurdyjskie władze w północno-wschodniej Syrii były zmuszone szukać porozumienia z reżimem Assada, gdy USA dały de facto zielone światło dla ofensywy tureckiej i nie odpowiedziały w ostatnich dniach na apele Kurdów o pomoc i zamknięcie przestrzeni powietrznej nad północną Syrią dla tureckiego lotnictwa.

Turecka ofensywa "Źródło Pokoju" ruszyła 9 października wkrótce po ogłoszeniu przez prezydenta USA Donalda Trumpa decyzji o wycofaniu żołnierzy amerykańskich z północnej Syrii.

Jak pisze Reuters, decyzja o wycofaniu amerykańskiego kontyngentu i zarzuceniu polityki, jaką USA prowadziły wobec tego regionu od pięciu lat dała Erdoganowi i rosyjskiemu przywódcy Władimirowi Putinowi "wolną rękę do kształtowania pola bitwy w najbardziej krwawej spośród toczących się wojen".

Minister Esper ostrzegł, że ofensywa Turcji w Syrii posunie się dalej niż planowano, i zapowiedział, że siły USA wycofają się na południe, zanim wyjadą z Syrii. Esper poinformował, że prezydent Trump nakazał amerykańskim wojskom w północnej Syrii zacząć wycofywać się "jak najszybciej i jak najbezpieczniej".