Biathlonistka Kamila Żuk jest rozczarowana swoimi wynikami na igrzyskach w Pekinie. W biegu indywidualnym była 36. W sprincie dopiero 53. W rozmowie z RMF FM przyznała, że nie radzi sobie dobrze z rywalizacją na dużej wysokości, bo trasy w Zhangjiakou położone są 1700 m. nad poziomem morza. Zawodniczka nie szuka jednak łatwych usprawiedliwień i zapewnia, że w środowej sztafecie da z siebie wszystko.

Patryk Serwański: Jak się czujesz tu na sporej wysokości. Grupa zawodniczek narzeka na te warunki, a część nie wytrzymuje po prostu trudów rywalizacji - jak choćby Ingrid Tandrevold w biegu pościgowym.

Kamila Żuk: Nie będę urywać - nie znoszę tego zbyt dobrze. Na początku pobytu pojawiły kłopoty zdrowotne. Później kiedy to opanowałam to znów poczułam się gorzej. Chyba właśnie ze względu na wysokość. Nie potrafię tego podpiąć pod nic innego. Czuję się po prostu totalnie bezsilna. Ciężko mi się zregenerować. Daję z siebie sto procent, ale organizm nie jest w stanie wejść na maksymalne obroty. Zdaję sobie sprawę, że ta wysokość nie wybacza.

To są twoje drugie igrzyska. Do Pjongczangu pojechałaś w momencie, gdy dopiero raczkowałaś w świecie seniorskiego biathlonu. Tutaj jechałaś jako ukształtowana zawodniczka, ale trzeba przyznać, że ten wyjazd na razie daje ci popalić. Oczywiście jest wiele powodów, które składają się na te nienajlepsze wyniki, ale to jest mocne zderzenie z rzeczywistością...

Faktycznie jadąc na igrzyska nie sądziłam, że tak to będzie wyglądało. Spodziewałam się lepszych wyników. Sama jestem rozczarowana. Rzeczywiście bardzo dużo zawodniczek ma tu problemy. Ja wiem, że to jest żadne usprawiedliwienie, ale nie da się przekroczyć barier własnego organizmu. Umiejętności mamy jakie mamy, ale warunki mają duże wpływ na to, jak radzi sobie z tym organizm. Ogólnie te igrzyska nie należą do udanych. Jechałam tu po więcej, ale przed nami jeszcze sztafeta, na którą bardzo liczę. Zostawię na trasie serce, dam z siebie 110 procent, bo to będzie mój ostatni start. Później zostaną treningi i przygotowania do kolejnych Pucharów Świata.

Umiecie czerpać trochę optymizmu z tego, co pokazuje Monika Hojnisz-Staręga? Co start to lepsze miejsce. Wasza trójka nie ma tylu powodów do radości. Sztafeta to jest dla nas zawsze szansa na dobrą lokatę. Pokazywałyście nieraz, że nawet jak indywidualnie jest słabiej, to w sztafecie każda z was może dać z siebie coś więcej.

Zdecydowanie występy Moniki dają nam nadzieję przed sztafetą. Ona bardzo dobrze radzi sobie z tymi warunkami na wysokości. Sprzyjają jej. Sztafety są zawsze specyficzne. Nie wiem, czy nas to bardziej motywuje, że potrafimy przeskakiwać własne możliwości w tych wspólnych biegach. Ja cieszę się, że tak jest i z niecierpliwością czekam na sztafetę. Chcę walczyć dla drużyny.

Potrafiłaś już meldować się w czołowej dziesiątce Pucharu Świata, ale od dłuższego czasu masz przeciętne wyniki. Nie pojawiają się w tobie jakieś negatywne emocje, frustracja? W Pucharze Świata pierwsze punkty zdobyłaś po igrzyskach w Pjongczangu. Później miałaś dobry okres. Teraz o pucharowe punkty jest ciężko. Zastanawiam się, jak sobie z tym radzisz i co o tym myślisz?

Jest we mnie mnóstwo negatywnych emocji. Ja stawiam sobie bardzo wysokie cele, ale mierzalne. Jadąc tu wiedziałam, że świata nie zwojuję, że to nie czas na walkę o medal, choć jak wiemy, w biathlonie może wydarzyć się wiele. Faktycznie w ostatnich latach więcej miałam upadków niż tych dobrych wyników. Ten sezon jest troszeczkę lepszy od poprzedniego, ale to mnie nie satysfakcjonuję. Jest we mnie dużo irytacji, bo wiem, że mogę więcej i już to pokazywałam. Nie potrafię wskazać przyczyny tego, co się dzieje. Wiele czynników ma wpływ. Nie wiem, co się stało, ale mój bieg nie jest taki jak powinien. Mam dobre dni, ale nie utrzymuję równego poziomu, który wcześniej potrafiłam utrzymywać jeszcze trzy lata temu. Poziom strzelecki mam wrażenie, że lekko ustabilizowałam, ale jestem poirytowana. Pojawiają się znaki zapytania, na ile mnie jeszcze stać? Czy jestem w stanie wrócić do tego, co pokazywałam w swojej najwyższej formie.

Te igrzyska mają już swoich biathlonowych bohaterów. Norweżka Marte Olsbu Roiseland i Francuz Quentin Fillon Maillet kolekcjonują złote medale. Imponują ci tacy sportowcy, którzy potrafią zbudować taką formę i potrafią tak dominować?

Dla mnie to potęgi biathlonu. Kiedyś chciałabym choć w małym stopniu im dorównać, choć nie wiem, czy to w ogóle możliwe. Na pewno do tego dążę całym sercem i oddaję wszystko na treningach, żeby choć przybliżyć się do wysokich lokat. Dla mnie oni są niesamowici. Ja ich podziwiam za wolę walki, determinację, za to, że tak idealnie radzą sobie z presją. Na pewno są już doświadczonymi sportowcami, ale przede wszystkim mentalność w ich krajach jest zdecydowanie inna i myślę, że to też pomaga im w osiąganiu takich wyników. 


Opracowanie: