Sukcesem zakończyła się próba kapsuły ratunkowej, którą mają być ewakuowani górnicy z zasypanej kopalni złota w Chile. Operacja wydobycia trzydziestu trzech mężczyzn rozpocznie się w środę nad ranem polskiego czasu.

W poniedziałek ratownicy ukończyli wzmacnianie stalowymi rurami górnego, 96-metrowego odcinka szybu ratunkowego. Mają one zapobiec spadaniu kamieni ze ścian szybu na kapsuły, które zostaną użyte do wyciągnięcia górników na powierzchnię. Pozostała część szybu o głębokości 415 metrów wydrążona jest w litej skale. Eksperci zadecydowali, że nie są tam konieczne dodatkowe wzmocnienia, aby kapsuła ratunkowa mogła się bezpiecznie przemieszczać. Cały szyb został dokładnie zbadany za pomocą kamer wideo i specjalistycznej aparatury. Na wszelki wypadek gigantyczna naftowa wieża wiertnicza nadal pracuje przy wierceniu drugiego, "alternatywnego" szybu ratunkowego.

Najpierw "najzręczniejsi", na końcu sztygar

Ustalono już kolejność, w jakiej zostaną wydobyci na powierzchnię górnicy. Nie jest to lista imienna. Najpierw warunki podróży w kapsule na górę z "pieczary" znajdującej się na głębokości 622 metrów sprawdzą najzręczniejsi. Po nich "winda", czyli kapsuła o średnicy niespełna 66 centymetrów, będzie zabierać chorych i najsłabszych fizycznie. Na końcu przyjdzie kolej na tych, którzy najlepiej znieśli fizycznie przeszło dwumiesięczny pobyt na dole. Ostatni wyjedzie na górę sztygar Luis Urzua.

W czasie "ewakuacji" górnicy będą mieli na sobie specjalnie zaprojektowaną "uprząż" z aparaturą do mierzenia ciśnienia, rytmu serca i innych parametrów, która będzie przekazywała te dane na powierzchnię oczekującej ekipie lekarskiej. Całą podróż na powierzchnię górnicy odbędą z zamkniętymi oczami, a zaraz po opuszczeniu kapsuły założą specjalne ciemne okulary, chroniące przed uszkodzeniem wzroku odzwyczajonego od światła.

Po wyjeździe na górę mężczyźni zostaną poddani wstępnym badaniom lekarskim w szpitalu polowym na terenie kopalni, po czym spędzą trochę czasu ze swoimi rodzinami. Następnie wszyscy uratowani zostaną przewiezieni śmigłowcami na 48-godzinną obserwację do szpitala w odległym o ponad 120 kilometrów Copiapo.