"Najistotniejsza była kwestia informacji, a więc główną rolę odgrywały tutaj służby wywiadowcze. Wydaje się, że niemożliwe jest uzyskanie takich informacji bez współpracy między Stanami Zjednoczonymi a służbami Pakistanu" - tak Krzysztof Liedel, polski ekspert w sprawach terroryzmu, mówi o akcji USA przeciwko Osamie bin Ladenowi. "Teraz najbardziej obawiałbym się ataków terrorystów indywidualnych" - dodaje.

Maciej Pałahicki: Ciągle bardzo niewiele wiemy na temat tej akcji, w której zginął Osama bin Laden, ale jak pana zdaniem ona wyglądała?

Krzysztof Liedl: Najistotniejsza była kwestia informacji, a więc główną rolę odgrywały tutaj służby wywiadowcze. Wydaje się, że niemożliwe jest uzyskanie takich informacji bez współpracy między Stanami Zjednoczonymi a służbami Pakistanu. Tutaj na pewno mieliśmy do czynienia ze ścisłą współpracą w tym zakresie. W momencie, kiedy Amerykanie zdobyli taką informację i potwierdzili, że rzeczywiście w tej rezydencji przebywa Osama bin Laden, wtedy już samo przygotowanie i przeprowadzenie operacji to dość precyzyjna i skuteczna operacja, ale taka, którą Amerykanie przeprowadzali już wielokrotnie. Myślę, że potem już specjalnego problemu z tym nie było. Natomiast najistotniejsze to było zdobycie informacji, potwierdzenie, że mamy do czynienia z Osamą bin Ladenem. Trzeba pamiętać, że przez 10 lat poszukiwania tego terrorysty Amerykanie takich informacji weryfikowali dziesiątki tysięcy.

Maciej Pałahicki: Sama akcja jak mogła wyglądać? Czy to jest tak, jak widzimy na filmach sensacyjnych, że podlatują śmigłowce, zrzucają marines i następuje sama akcja, która trwa kilka minut i jest po wszystkim?

Krzysztof Liedl: Rzeczywiście z tych informacji, które do nas docierają wynika, że amerykańscy komandosi zostali przetransportowani z terenu Afganistanu na teren Pakistanu. Była to grupa bojowa, najprawdopodobniej tzw. foki, a więc amerykańscy komandosi specjalizujący się w tego typu operacjach. Sama grupa uderzeniowa prawdopodobnie liczyła kilkadziesiąt osób, nie więcej. Natomiast trzeba pamiętać, że całe zabezpieczenie logistyczne, wywiadowcze, to już jest zaangażowanych kilkaset a może nawet kilka tysięcy osób. Amerykanie mówią o tym, że CIA ze swojej siedziby na żywo obserwowało całą operację, więc pewnie stamtąd również na żywo dowodzono tą operacją. Wydaje się, że to była bardzo skuteczna i precyzyjna operacja.

Maciej Pałahicki: Mimo że chyba spodziewali się dużo oporu. Nie wyobrażam sobie, by Osama bin Laden bez dobrego zabezpieczenia, dobrej ochrony, mógł przebywać w jakimkolwiek miejscu na świecie.

Krzysztof Liedl: Na pewno Amerykanie wykorzystali tutaj informacje wywiadowcze. Na pewno były tu wykorzystywane środki techniczne w postaci podglądu wizyjnego z wykorzystaniem satelitów szpiegowskich, różnego rodzaju precyzyjnych urządzeń podsłuchowych, które pozwoliły określił, jak wiele osób przebywa w tej rezydencji, kto tak naprawdę tam przebywa. Myślę, że od tego był uzależniony plan i sama operacja. Trzeba pamiętać, że tutaj najistotniejszym elementem w tej operacji uderzeniowej była kwestia zaskoczenia. Jeżeli amerykańskim komandosom udało się zaskoczyć osoby przebywające w tej rezydencji, to już połowa sukcesu.

Maciej Pałahicki: Ale mogli się spodziewać co tam zastaną?

Krzysztof Liedl: Na pewno sama operacja była poprzedzona żmudną pracą wywiadowczą, rozpoznaniem jak wygląda ten obiekt, jakie osoby tam przebywają, z jakimi niespodziankami należy się tam liczyć, a więc różnego rodzaju skrytkami, urządzeniami alarmującymi osoby, które się tam ukrywały. Myślę, że cały proces planistyczny był bardzo ważny i to on decydował o sukcesie.

Maciej Pałahicki: Sama walka jak długo, pana zdaniem, trwała czy mogła trwać?

Krzysztof Liedl: Mówi się o tym, że sama operacja trwała ok. 40 min, natomiast moment zaskoczenia i sama eliminacja Osamy bin Ladena to myślę, że to były minuty.

Maciej Pałahicki: Jak Amerykanie namierzyli bin Ladena skoro w tym miejscu nie było ani telefonów, ani łączności satelitarnej? On wystrzegał się tego, bo wiemy, że w ten sposób łatwo jest namierzyć poszukiwaną osobę?

Krzysztof Liedl: Wydaje się, że nigdy nie dowiemy się jakie były szczegóły tej operacji. Zawsze w systemach bezpieczeństwa i także w tym systemie bezpieczeństwa Osamy bin Ladena, który przez 10 lat był skuteczny, zawsze najsłabszym ogniwem jest człowiek. Wydaje się, że w tym wypadku również mieliśmy do czynienia z taką sytuacją. Najprawdopodobniej informacja o tym, gdzie przebywa Osama bin Laden, jak jest chroniony, została uzyskana przez wywiad przez źródła osobowe. Chodzi tutaj o przesłuchania terrorystów albo któryś z agentów lub informatorów przekazał taką informację. Potem uruchomiono całą procedurę działań operacyjnych, które pozwoliły pogłębić te informacje, uwiarygodnić i wreszcie przeprowadzić operację.

Maciej Pałahicki: Operacja była skuteczna, Osama bin Laden został wyeliminowany. Teraz wszyscy obawiają się odwetu. Czy pana zdaniem jest się czego bać?

Krzysztof Liedl: Trzeba się liczyć i trzeba brać pod uwagę możliwość operacji odwetowych. To nie będą jednak działa Al-Kaidy jako organizacji i charakterze sieciowym, ponieważ nie jest to charakterystyczne dla organizacji islamistycznych. Organizacje islamistyczne kierują się głównie celem ideologicznym, politycznym. Życie jednostki nawet symbolicznej nie znaczy tak wiele w fundamentalizmie islamskim. Liczy się interes ogółu. Trzeba się jednak liczyć z tym, że takie operacje mogą być przeprowadzone, bo terroryści będą chcieli wykorzystać całą sytuację propagandową, całe zainteresowanie medialne, żeby zminimalizować ten efekt propagandowy jako sukces amerykański. Poza tym żeby odwrócić uwagę. Ja osobiście najbardziej obawiałbym się ataków indywidualnych terrorystów. Trzeba pamiętać, że Al-Kaida w ostatnim okresie zmieniła nieco taktykę, a więc radykalizuje, rekrutuje, indoktrynuje indywidualne osoby między innymi z wykorzystaniem mediów, internetu. Atak na autokar z amerykańskimi żołnierzami we Frankfurcie jest najlepszym przykładem tego, że indywidualna osoba, odpowiednio zindoktrynowana, może być takim samym zagrożeniem jak organizacja terrorystyczna, wchodząca w skład sieci jaką jest Al-Kaida.

Maciej Pałahicki: Czy w Polsce mamy się czego obawiać?

Krzysztof Liedl: Wydaje się, że wyeliminowanie bin Ladena bezpośrednio nie dotyczy Polski. Jeżeli chodzi o wzrost zagrożenia, wydaje mi się, że polskie służby będą funkcjonowały na tym poziomie, jak do tej pory. Większość krajów podniesie nieco poziom zagrożenia, ponieważ trzeba się liczyć z odwetowymi akcjami, głównie w obywateli USA, a tacy również przebywają na terenie Polski. Brak jest jednak jakichkolwiek sygnałów, czy symptomów, że u nas cokolwiek może się dziać.