"K2 było w mojej głowie od 2 lat. Cały czas o tym myślałem. To był kawał pracy. Mnóstwo ludzi zaangażowanych, którym chciałbym podziękować. Bez tej pomocy to wszystko by się nie wydarzyło" – mówi w rozmowie z RMF FM po powrocie do kraju z wyprawy na K2 nasz narciarz ekstremalny Andrzej Bargiel. Zakopiańczyk, jako pierwszy w historii, dokonał pełnego zjazdu na nartach z drugiego co do wysokości szczytu świata. Teraz może już sobie pozwolić na wypoczynek, ale jak zaznacza - aktywny. "Ja lubię sport i nie męczę się trenując. Tęsknię za ruchem. Może czas na jakieś nowe wyznawania, tym razem wodne" - podkreśla. W rozmowie z dziennikarzem RMF FM Michałem Rodakiem przyznaje też, że nie zmienił zdania i nie zamierza brać udziału w kolejnej zimowej wyprawie na K2. "Zimą jeżdżę na nartach. To jest taki mój najlepszy czas i musiałbym z tego zrezygnować. Nie jestem w stanie się na to zdecydować, nie czuję tego" - stwierdził.

"K2 było w mojej głowie od 2 lat. Cały czas o tym myślałem. To był kawał pracy. Mnóstwo ludzi zaangażowanych, którym chciałbym podziękować. Bez tej pomocy to wszystko by się nie wydarzyło" – mówi w rozmowie z RMF FM po powrocie do kraju z wyprawy na K2 nasz narciarz ekstremalny Andrzej Bargiel. Zakopiańczyk, jako pierwszy w historii, dokonał pełnego zjazdu na nartach z drugiego co do wysokości szczytu świata. Teraz może już sobie pozwolić na wypoczynek, ale jak zaznacza - aktywny. "Ja lubię sport i nie męczę się trenując. Tęsknię za ruchem. Może czas na jakieś nowe wyznawania, tym razem wodne" - podkreśla. W rozmowie z dziennikarzem RMF FM Michałem Rodakiem przyznaje też, że nie zmienił zdania i nie zamierza brać udziału w kolejnej zimowej wyprawie na K2. "Zimą jeżdżę na nartach. To jest taki mój najlepszy czas i musiałbym z tego zrezygnować.  Nie jestem w stanie się na to zdecydować, nie czuję tego" - stwierdził.
Andrzej Bargiel po udanym zjeździe na nartach z K2 /Fot. Marek Ogień /Materiały prasowe

Michał Rodak, RMF FM: Wracając do kraju, pewnie zauważyłeś w międzyczasie, że wszystkie media na świecie odnotowały twój sukces - od azjatyckich przez największe europejskie, BBC, CNN, zarówno branżowe, jak i spoza branży... To całe zamieszanie jakoś do ciebie docierało?

Andrzej Bargiel: Czy docierało... Na pewno byliśmy skupieni na działaniu. Nie mieliśmy dostępu do internetu, szczególnie w tej pierwszej fazie wyprawy, na początku. Ja zawsze staram się mieć ludzi, którzy robią tutaj komunikację w Polsce. Wysyłamy im po prostu pliki ze zdjęciami, z jakimiś materiałami, ale jesteśmy odcięci od świata i to lubię. To mi sprzyja, mogę się wtedy skoncentrować. Później, dopiero po samym ataku szczytowym, gdzie na te ostatnie dni załatwiliśmy stałe łącze, spływało mnóstwo gratulacji z całego świata, od mistrzów olimpijskich różnych dyscyplin... To było bardzo miłe. No i widzieliśmy, że zrobiło się duże zamieszanie, dużo mediów z całego świata się kontaktowało z nami i chciało po prostu zobaczyć film z tego zjazdu.

Na pewno było to bardzo duże wyzwanie. Jest tak, że niejedna osoba chce się znaleźć w ogóle na szczycie K2. Jest to jakieś marzenie. Ja wymyśliłem, że będę zjeżdżał stamtąd na nartach i to się powiodło. Na pewno z punktu widzenia wydarzenia sportowego było to coś przełomowego, szczególnie dla mnie. Uważam, że to było największe wyzwanie XXI wieku, jeśli chodzi o narciarstwo, szczególnie w takich wysokich górach i poświęciłem na to 2 lata swojego życia. Sporo mnie to kosztowało, więc tym bardziej satysfakcja jest duża.

A te gratulacje dostałeś od mistrzów olimpijskich polskich czy zagranicznych?

Z zagranicy też i to było bardzo miłe. Różne...

Kto na przykład?

Wiesz co, ja nawet nie pamiętam, nikt mi nie przychodzi do głowy. Musiałbym zobaczyć, ale nie wiem. Na przykład narciarze. Hirscher napisał, że "gratuluje i jest pod wrażeniem"... Ludzie, którzy też chodzą po górach i są mistrzami w jakichś dziedzinach wspinaczki... Naprawdę bardzo dużo osób.

Początkowo udało wam się odciąć, ale teraz po powrocie będzie sporo zamieszania. A z tego, co słyszałem, przy okazji K2 i akcjom ratunkowym, które zorganizowaliście, macie nowego kolegę - Reinholda Messnera.

Tak, żartowaliśmy sobie po akcji ratunkowej, którą organizowaliśmy, gdzie Bartek (Bargiel - brat Andrzeja - przyp. red.) między innymi użył drona i to jakby okazało się kluczem do sukcesu. Reinhold Messner napisał o Bartku, nazwał go "Bartok", pogratulował mu tam oficjalnie i uznał, że jest to bardzo duże wydarzenie, przełomowe. Śmialiśmy się, dokuczaliśmy mojemu młodszemu bratu, że ma nową ksywę i przede wszystkim, że jest przyjacielem Messnera...

Tekst ukazał się w "La Gazetta dello Sport", był cytowany w zachodnich mediach, więc dzięki temu więcej osób dowiedziało się też o akcji, podczas której udało się uratować Ricka Allena na Broad Peaku.

My generalnie nie lubimy się chwalić akcjami ratunkowymi i tego nie robiliśmy...Tutaj to zamieszanie wynikało z tego, że Rick - sam poszkodowany - wypowiedział się dla BBC, dla CNN i poprosił o ten film, o nagrania z tej akcji. Bartek mu je udostępnił i to on później poinformował świat, że to się wydarzyło. Okazało się, że bardzo dużo ludzi się tym interesowało.

To nie tylko Rick Allen, ale także Stando Vrba i kolejna akcja...

To był bardzo duży problem, bo ja wtedy wróciłem do bazy. Poszedłem do aklimatyzacji na 8000 metrów w jeden dzień rano i wróciłem tego samego dnia do bazy, zjadłem kolację i okazało się, że jest wypadek, że przyjaciele potrzebują pomocy. Ruszyliśmy do góry, wróciliśmy o 3 w nocy. Na szczęście była ekipa produkcyjna, która robi film o Macieju Berbece. Było tam dwóch lekarzy, którzy dotarli do bazy i zrobili zabieg, operację. Było bardzo duże zamieszanie. Położyliśmy się o 5. To było bardzo męczące dla mnie, bo naprawdę dzień był dłuższy niż 24 godziny.

To też pokazuje, że ważny jest nie tylko własny cel. Z drugiej strony - doświadczenie ratownicze, toprowskie, ale też wysokogórskie na takich wyprawach można wykorzystywać, pomagając innym.

Jasne, to jest bardzo cenne dla mnie. Zostać ratownikiem to było zawsze moje marzenie. Mój starszy brat mnie w to wciągnął, bo od lat jest już jest zawodowym ratownikiem. To mi się bardzo przydaje, te kompetencje. Wiem co mam robić, jestem w stanie więcej zrobić niż przeciętny człowiek. To też daje mi spokój podczas spędzania czasu w górach -  często coś się tam dzieje. Uważam, że nie ma nic ważniejszego niż pomoc drugiej osobie. To jest najważniejsze. To, że mamy jakieś cele - to zawsze w takich momentach schodzi na drugi plan.

W tym roku akurat wszystko bardzo dobrze się złożyło. Na K2 pojawiło się takie szczególne okno pogodowe. W ciągu dwóch dni weszło na szczyt ponad 60 osób. To wielkie szczęście, bo ta pogoda sprzyjała ci także podczas zjazdu.

Tak, mieliśmy szczęście. Ta pogoda była lepsza niż w zeszłym roku. Ja miałem troszeczkę trudniej, bo wchodziłem zupełnie inną ścianą - jako właściwie jedyna osoba w zasadzie. Z tego, co wiem, to było pierwsze polskie wejście tą drogą.  Potrzebowałem widoczności, bo ja zjeżdżałem przez środek ściany, z dala od tych wszystkich dróg. Ta pogoda była kluczem i priorytetem, by móc bezpiecznie zjechać

Teraz pytanie, które wielu będzie ci zadawać i rozpoczną się spekulacje -  czy dołączysz do zespołu, który zimą będzie chciał zdobyć K2? Rozumiem, że pewnie będziesz trzymał się tego, co dotychczas i to nie jest coś, co szczególnie by cię przyciągało.

Moją największą pasją jest narciarstwo, a tam uprawianie narciarstwa zimą jest niemożliwe -  jest lód, wiatr i skały, jest bardzo zimo. Zimą jeżdżę na nartach. To jest taki mój najlepszy czas, najprzyjemniejszy okres i musiałbym z tego zrezygnować. To są 3 miesiące samej wyprawy, przygotowania, powrót. Musiałbym tak naprawdę na cały sezon odstawić narty. Nie jestem w stanie się na to zdecydować, nie czuję tego. Jestem człowiekiem, który bardzo ceni sobie radość z tego, co robi. I to jest dla mnie priorytet. Tutaj poza tym, że można się zapisać w historii - nie czuję chęci do tego. A ja nigdy nie robię tego po to, by komuś coś udowodnić czy zapisać się w historii. Tylko to jest moje wyzwanie, mój cel, który mnie inspiruje. Tutaj tego nie czuję, więc ciężko mi się zdecydować na taką wyprawę.

Przed tobą jeszcze wiele spotkań, rozmów - zamykanie tematu wyprawy. A potem wakacje? Morze?

Wracam do Warszawy - mam tam jeszcze obowiązki. Nie byłem jeszcze w domu. Może dzisiaj mi się uda zajrzeć do domu, pojechać na wieś, do Zakopanego na pewno nie dotrę. Ale musi być jakieś odprężenie, czas dla rodziny, znajomych, wakacje - bo na pewno potrzebuję nabrać dystansu do gór, bo spędziłem tam kawał czasu. K2 było w mojej głowie od 2 lat. Cały czas o tym myślałem. Musiałem dużo robić, żeby te wyprawy po prostu się odbyły. To był kawał pracy. Mnóstwo ludzi zaangażowanych, którym chciałbym podziękować. Bez tej pomocy to wszystko by się nie wydarzyło. Wielu ludzi w to wierzyło i czynnie się angażowało w pomoc. To było fantastyczne. Cieszę się, że takie osoby wokół siebie mam.

Odpoczynek od gór i od treningów?

Ja lubię sport i nie męczę się trenując. Relaksuję się. Dla mnie większym problemem jest to jak nie trenuję, nie ruszam się. Lubię się ruszać, uprawiać różne aktywności. Tęsknię za ruchem. Może czas na jakieś nowe wyznawania - tym razem wodne. Np. nauczę się na surfingu pływać. To myślę, będzie fajne. Lubię się rozwijać.