Adam Małysz przyznał, że oddałby cztery medale olimpijskie - trzy srebrne i brązowy, za jeden złoty, który udało się zdobyć Kamilowi Stochowi. Podkreślił także, że we wczorajszym konkursie w Soczi nikt nie był w stanie zagrozić Stochowi w walce o mistrzowski tytuł. "Na pewno w karierze sportowca ważne są dokonania, osiągnięcia w mistrzostwach świata czy igrzyskach. Cieszą z pewnością medale, również ich liczba, ale jednak złoto jest złotem. To najcenniejsze i najbardziej wartościowe trofeum" - zaznaczył Małysz.

Zapytany, czy oddałby te swoje cztery za ten jeden najcenniejszy, który wywalczył Stoch, powiedział: Tak, te wszystkie medale zamieniłbym na jeden złoty. Wyraził jednocześnie przekonanie, że to dopiero początek sukcesów jego młodszych kolegów. Kamilowi będzie teraz dużo łatwiej na dużej skoczni, bo wyzbył się już psychicznego obciążenia. Co miał zdobyć to zdobył, pójdzie dalej z marszu i będzie jeszcze groźniejszy, bo on lubi większe obiekty. Liczę i wierzę, że po upragniony medal sięgnie również drużyna - zaznaczył Małysz, który karierę skoczka zakończył 26 marca 2011 roku.

Jego zdaniem rywalizacja zespołowa będzie najciekawszą w historii jej rozgrywania - od 1988 roku w Calgary. W minionych latach można było w zasadzie obstawiać w ciemno, kto wygra konkurs drużynowy. Złote medale zdobyli zawodnicy tylko czterech krajów: Finlandii, Niemiec i Austrii po dwa oraz Japonii. Teraz bardzo te siły się zmieniły i oprócz Polaków jest kilku poważnych kandydatów. Z tego grona mogą jednak wypaść faworyci - Słoweńcy, po kontuzji Roberta Kranjca - powiedział "Orzeł z Wisły".

Kranjec, mistrz świata w lotach narciarskich z 2012 roku, doznał urazu kolana w sobotnich kwalifikacjach, nie wystąpił we wczorajszym konkursie i pod znakiem zapytania stoi jego dalszy udział w igrzyskach.

"Taka przewaga to nokaut"

Stoch po skoku na 105,5 m zdecydowanie prowadził już po pierwszej serii. W drugiej ponownie uzyskał najdłuższą odległość - 103,5 m i jeszcze powiększył przewagę nad rywalami. Łącznie uzyskał 278 pkt. Srebrny Słoweniec Peter Prevc miał 265,3, a Norweg Anders Bardal 264,1.

Kamil pokazał na co go stać. Żaden z zawodników nie był w stanie go powstrzymać. Pierwszy skok był świetny. Druga seria była dla niego jedynie formalnością. On mógł jeszcze rywalom tylko dołożyć. I dołożył. Taka przewaga punktowa na średniej skoczni to prawdziwy nokaut - ocenił Małysz.

Zdobywca sześciu medali mistrzostw świata, w tym czterech złotych podkreślił, że przewaga Stocha była bardzo wyraźna od początku. Widać było, że za nim zrobiło się bardzo ciasno, a walka o pozostałe medale rozgrywała się w dziesiątkach części punktu. Byłem przekonany, że Kamilowi zagrany zostanie Mazurek Dąbrowskiego. I nie myślałem tak dlatego, bo nie wypadało inaczej. Oczywiście, to jest sport i wszystko może się zdarzyć, zwłaszcza w takiej konkurencji jak skoki. Zakładając, że nic nieprzewidzianego się nie wydarzy, na podstawie wiedzy jaką posiadałem, mogłem twierdzić, że konkurs wygra Stoch - powiedział Małysz.

Stoch został trzecim polskim mistrzem olimpijskim w dyscyplinach zimowych - po Wojciechu Fortunie (1972, Sapporo) i Justynie Kowalczyk (2010, Vancouver). 

(MRod)