Gorąco było w czasie sejmowej debaty poprzedzającej głosowanie nad wotum nieufności dla ministra kultury i dziedzictwa narodowego. "Nikt lepiej nie obroni ministra Sienkiewicza niż on sam" - mówił Donald Tusk, a całość jego wystąpienia stała się wielkim oskarżeniem wobec rządów Prawa i Sprawiedliwości.

"Od początku byłem pewien, że nikt nie obroni lepiej ministra Sienkiewicza niż on sam. Nic lepiej nie obroni jego dobrego imienia i jego służby, niż jego czyny i działania" - zaczął wystąpienie w obronie Bartłomieja Sienkiewicza Donald Tusk. "Wszyscy, którzy znają biografię Sienkiewicza wiedzą, że jest jednym z najciekawszych intelektualnie polityków. Autorem bardzo ciekawych rozpraw, książek i artykułów. Jakoś nie mam wątpliwości, że prawdopodobnie minister napisał więcej mądrych rzeczy niż wnioskodawca przeczytał w swoim życiu" - zauważył ironicznie Tusk. 

Wcześniej jednak głos zabrał minister kultury i dziedzictwa narodowego.

PiS tolerowało czyste zło

"Musimy mieć jasność, o co toczy się spór" - mówił w swoim wystąpieniu Bartłomiej Sienkiewicz. Według ministra, jest to spór nie o media publiczne, a jego istota zawiera się w dwóch nazwiskach "Paweł Adamowicz i Mikołaj Filiks". W ten sposób nawiązał do tragicznych śmierci prezydenta Gdańska i syna posłanki KO.

Zdaniem Sienkiewicza, to właśnie machina propagandowa stworzona przez Prawo i Sprawiedliwość w mediach publicznych, doprowadziła do tych strasznych wydarzeń.

Minister podkreślił, że "kiedy dochodziło do tragedii, ani prezydent, ani premier, ani Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, ani Rada Mediów Narodowych" nie zabrały głosu i nie wyraziły oburzenia. "Tolerowali czyste zło" - mówił Bartłomiej Sienkiewicz, stwierdzając, że jego aktualne działania w mediach publicznych są reakcją na "podłość, niszczącą życie publiczne".

Bronicie systemu, po to żeby kraść

Donald Tusk podziękował ministrowi za to, że "nie poddał się w krytycznym dla niego momencie", czyli złożeniu wniosku o wotum nieufności.

"Nie dziwię się, że wnioskodawców praktycznie nie ma na sali. Uciekli, bo chyba zdali sobie sprawę, że wywołali debatę, w której przychodzi moment powiedzenia prawdy, o co tak naprawdę im chodzi, dlaczego z taką wydawałoby się niezrozumiałą zaciekłością bronią tego ośmioletniego publicznego świństwa, jakim była działalność tzw. pisowskich mediów publicznych" - oświadczył szef polskiego rządu.

"Ci którzy osiem lat temu rzucili się na sądy i media, rzucili się po to, żeby mogli kraść" - mówił Tusk, argumentując, że Jarosław Kaczyński zbudował oparty na kłamstwie i przemocy system, stworzony tylko po to, by utrzymać władzę. Dla Tuska, kluczową cechą tego układu jest chciwość, tych którzy go tworzą. Chciwość, którą można eksploatować, tworząc w ten sposób machinę polityczną i propagandową.

"Oni wzięli władzę i pazurami trzymają się jej resztek po to, żeby kraść, okradać Polki i Polaków, na skalę niespotykaną" - mówił premier, podając kolejne przykłady zawłaszczania stanowisk w spółkach skarbu państwa przez ludzi związanych z Prawem i Sprawiedliwością oraz opisując ich kariery, w trakcie których zarabiali gigantyczne pieniądze na wysokich stanowiskach, często nie posiadając odpowiednich kompetencji.

Tusk wytykał politycznym oponentom hipokryzję, twierdząc, że mają usta pełne "bogobojnych frazesów", gdy tymczasem ich "wiarą jest chciwość, a bożkiem - mamona".

Na koniec premier przywołał cytat z posła PiS Marcina Horały: "Jeśli ktoś cokolwiek ukradł niezgodnie z procedurami, musi oczywiście oddawać" - w ten sposób polityk opisywał działanie systemu. Tu premier zwrócił się do Antoniego Macierewicza, pytając go po której stronie się znajduje: czy po tej gdzie kradnie się zgodnie, czy tam gdzie kradnie się niezgodnie z procedurami. Sala sejmowa wybuchła śmiechem.