Ponad dwa miesiące przeleżały w mieszkaniu zwłoki mieszkańca Wiednia, o którym służby komunalne po prostu zapomniały. Magistrat wszczął wewnętrzne dochodzenie w tej sprawie.

Zmarłego 66-latka znalazła 11 listopada jego sąsiadka. Pani Monika często dzwoniła do niego, odwiedzała, a gdy była taka potrzeba robiła mu zakupy w aptece. Mężczyzna mieszkał sam, był ciężko schorowany. Kiedy feralnego dnia nie odbierał telefonu ani nie reagował na dzwonek do drzwi - weszła do mieszkania. Już wcześniej miała bowiem do niego klucze.

Sąsiadka zawiadomiła policję, a kiedy mundurowi pojawili się na miejscu, przekazała im klucze do mieszkania.

"Pomyślałam, że ktoś się tym zajmie. To nie moje zadanie, ale od tamtej pory nie miałam od policji żadnej informacji" - powiedziała w rozmowie ze stacją ORT.

Pani Monika próbowała dowiedzieć się w wydziale komunalnym wiedeńskiego magistratu, czy, kiedy i gdzie sąsiad zostanie pochowany - nikt nic nie wiedział.

W końcu 27 stycznia pojawił się notariusz, który miał przejąć na rzecz gminy mieszkanie po zmarłym. Poprosił sąsiadkę o asystę. Jakież było ich zdziwienie, kiedy zobaczyli, że ciało zmarłego mężczyzny wciąż leży na łóżku.

Wiedeński magistrat mówi o "błędach w komunikacji" i "łańcuchu nieszczęśliwych okoliczności". Zapewnia, że mężczyzna spocznie wkrótce na cmentarzu.