We wszystkich placówkach rehabilitacyjnych w Szczecinie limity zakontraktowane przez kasy chorych są już wyczerpane, zapisy przyjmuje się tylko na przyszły rok. Kasa twierdzi, że ZOZ-y źle rozporządzają pieniędzmi, przychodnie zaś, że przybyło pacjentów. Jedno jest pewne: odwiecznym problemem tego typu przypadków jest brak pieniędzy.

Wyczerpanie się limitów zakontraktowanych przez kasy chorych na leczenie i różnego rodzaju zabiegi o tej porze roku już nikogo nie dziwi. Pacjenci ze schorzeniami niewymagającymi natychmiastowych interwencji odsyłani są z wielu placówek z kwitkiem, albo muszą czekać do przyszłego roku. Gorzej, gdy - pomoc potrzebna jest natychmiast. Tak jest chociażby w przypadku rehabilitacji.

Pacjentów korzystających z rehabilitacji w Szczecinie co roku przybywa. Największy tego typu niepubliczny zakład w swoich czterech placówkach przyjmuje każdego dnia ok. 500 osób. Według kasy chorych ma na to wpływ fakt, iż w jednym ZOZ-ie przyjmują czasem lekarze pierwszego kontaktu i rehabilitanci. Wskazuje to na to, że lekarze zbyt gorliwie skorzystali z furtki „Rehabilitacja bliżej domu”, (...) wystawili zbyt dużo skierowań. Gdyby pieniędzy było 10 razy więcej, to można byłoby pozwolić sobie na wszystkie zabiegi, które służą zdrowiu - uważa Małgorzata Koszur, rzecznik kasy chorych w Szczecinie. Pieniędzy jednak brakuje i trzeba rozsądnie nimi rozporządzać – dodaje rzecznik.

Z zarzutami nie zgadza się Agnieszka Hoppe z niepublicznego ZOZ-u „Terapia”: W naszym zakładzie są lekarze, którzy kierują tylko wtedy, kiedy jest to uzasadnione. To podlega kontroli, więc nie wydaje mi się, by to było możliwe. Prócz tego, sądzę, że zdecydowanie rośnie liczba pacjentów - twierdzi Hoppe. Jej zdaniem pacjentów jest więcej, bo zabiegi pomagają im w rehabilitacji. Niestety, chętnych jest więcej, ale pieniędzy nie przybywa.

13:35