"Nieustraszony" to poruszająca opowieść o bohaterstwie Adama Browna, operatora Navy Seals Team Six, elitarnej jednostki, która zajmowała się poszukiwaniem najgroźniejszych terrorystów. Amerykanin zginął 17 marca 2010 r., podczas akcji likwidowania jednego z terrorystów. Dzięki jego odwadze udało się uratować przed ostrzałem pozostałych członków zespołu szturmowego.

Książka "Nieustraszony" nie jest wyłącznie opowieścią o wojnie. To przede wszystkim historia człowieka pełnego sprzeczności, który najtrudniejszą walkę stoczył w sobie, zrywając z narkotykami. Zwyciężył, a raczej zwyciężyła w nim miłość do rodziny, kraju i Boga. Stał się kochającym mężem i ojcem, nieustraszonym żołnierzem i gorąco wierzącym chrześcijaninem. Twardy i nieustraszony w walce, czuły w domu, opiekuńczy wobec wszystkich, którzy tego potrzebowali, np. afgańskich dzieci. Jak nikt inny potrafił pokonać słabości płynące z licznych urazów doznanych podczas służby, był chyba jedynym żołnierzem sił specjalnych w historii, który służył w oddziałach szturmowych bez oka i ze zmiażdżonymi palcami prawej ręki.

Adam Brown zapisał się także w pamięci polskich GROM-owców, z którymi dane mu było wspólnie służyć w Iraku. Wpisali jego nazwisko do Memoriału fundacji Sprzymierzeni z GROM.

"Bohater w całym tego słowa znaczeniu"

Chris Kyle, bohater filmu "Snajper" Clinta Eastwooda powiedział o Adamie Brownie: To prawdziwy bohater w całym tego słowa znaczeniu.

Upór i dzielność Adama Browna w zdobywaniu kolejnych coraz wyższych stopni profesji żołnierza sił specjalnych, zmaganie się z ograniczeniami wynikającymi z kolejnych kontuzji występuje obok cech znamionujących tylko bardzo dobrych żołnierzy - są nimi patriotyzm, chęć służby Ojczyźnie i wiara w Boga - ocenia prof. Romuald Szeremietiew, były szef MON, który zasiadał we władzach Fundacji Byłych Żołnierzy Jednostek Specjalnych GROM. Adam Brown w swojej służbie żołnierskiej kierował się zasadami, które w Polsce określamy zawołaniem Bóg - Honor - Ojczyzna. Zwłaszcza z tego powodu warto opowieść o żołnierzu Navy SEALs Brownie przybliżyć polskiemu czytelnikowi - dodaje.

U nas w wojsku, także w GROM-ie, jest nie do pomyślenia, by ktoś po poważnym urazie ręki, a także oka, mógł wrócić do Zespołu Bojowego. A co dopiero do Szturmu! Polskie realia skazują takiego żołnierza na odejście z jednostki na rentę. I to nie tylko dlatego, że przepisy są tak bezduszne i bzdurne. Słyszymy zazwyczaj: "brak uregulowań prawnych i odpowiedniej opieki lekarskiej, by powtórnie dojść do formy, która jest wymagana dla oddziałów powietrznodesantowych - nie ma na to wystarczających funduszy" - pisze we wstępie do książki Grzegorz Wydrowski, prezes zarządu fundacji Sprzymierzeni z GROM. Adam był za skromny, by opowiadać o swoich kontuzjach i o tym, jak pokonał ich konsekwencje, by dostać się do DEVGRU. To jego kumple opowiedzieli nam o wszystkim. Kręcili przy tym głowami, sami jeszcze do końca nie mogąc uwierzyć, że taki gość istnieje - podkreśla. O Adamie usłyszeliśmy wiele opowieści. Potem, widząc go w campie, często się do niego uśmiechaliśmy, przypominając sobie jego wyczyny. A gdy pytał nas "Co jest?" i w odpowiedzi słyszał od nas, co wiemy, łapał się za głowę, wybuchając śmiechem - relacjonuje Wydrowski.

Osoby, które po godz. 10, 12, 16, 18, 20 w sobotę 7 marca 2015 wyślą na adres bok@klubpdp.plmail z zamówieniem, a w tytuł wiadomości wpiszą hasło 8RMF - otrzymają książkę za darmo. Nagrodzimy dwie pierwsze osoby w godzinie. Ze zwycięzcami skontaktują się przedstawiciele Wydawnictwa M. Jeśli się Wam nie poszczęści i nie uda się Wam zdobyć książki – możecie na hasło 8RMF otrzymać 40% zniżkę. Promocja od 7 marca do 14 marca. Po szczegóły zajrzyj TUTAJ . Możecie także złożyć zamówienie telefonicznie: 12 259 00 03.

Przeczytaj fragment książki

Fundamenty

Obudziwszy się 17 marca 2010 roku, Adam Brown nie mógł wiedzieć, że tej nocy umrze w afgańskim paśmie Hindukuszu, ale był na to gotowy.

Ponad jedenaście tysięcy kilometrów dalej, na przedmieściach miasta Virginia Beach, o Adama martwił się jego dziesięcioletni wówczas syn, Nathan. Od samego rana, gdy tylko otworzył oczy, czuł, że jego tacie stanie się jakaś krzywda, ale zachował to przeczucie dla siebie i wstał z łóżka, by przygotować się do szkoły. Ponieważ był to Dzień Świętego Patryka, włożył coś zielonego - nie chciał, żeby dzieciaki mu dokuczały.

Na poprzedniej zmianie Adam napisał w swoim dzienniku list do Nathana i Savannah (siedmioletniej córki) - list, którego jego dzieci miały nie czytać, chyba że stanie się najgorsze.

Nie boję się niczego, co może mnie spotkać na ziemi, ponieważ wiem, że bez względu na wszystko nikt nie pozbawi mnie duszy. Boli mnie jednak, gdy pomyślę, że nie zobaczę, jak mój syn radzi sobie w życiu i że nie wydam za mąż swojej córki [...] Mały, zawsze przy Tobie będę. Poczujesz moją obecność, kiedy zdobędziesz pierwszą bazę, powalisz przeciwnika na futbolowym boisku albo dostaniesz piątkę w szkole. Będę podziwiać wszystkie Twoje osiągnięcia. Ale to nie wszystko, Mały - nie opuszczę Cię, gdy będziesz doznawał porażek. Pamiętaj, ja dobrze wiem, co to płacz, ból i rozczarowanie, i żadnej łzy nie przelejesz samotnie. Mnie nigdy nie rozczarujesz. Ja rozumiem!

Adam Brown naprawdę rozumiał, co to rozczarowanie i poczucie wstydu. Sam go doświadczył w tamto gorące i parne sierpniowe popołudnie wiele lat wcześniej, kiedy rodzice przekazywali go w ręce policji.

- Pora, żebyś odpowiedział za swoje czyny - usłyszał od ojca w 1996 roku, tuż przed tym, jak skuto go kajdankami i zaprowadzono na tylne siedzenie radiowozu szeryfa hrabstwa Garland. Kiedy zastępca szeryfa zatrzasnął drzwiczki samochodu, Adam zobaczył, jak pod jego matką uginają się nogi. Ojciec objął ją i przycisnął do piersi. Wybuchnęła płaczem, a Adam zrozumiał, że głęboko ją zranił.

Ten obraz - matki łkającej w ramionach ojca - nawiedzał go do końca jego dni, a jednocześnie dał początek podróży, która zdefiniowała całe jego późniejsze życie.

Adam Brown był jednym z najbardziej szanowanych operatorów sił specjalnych Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych (Chief Special Warfare Operator SEAL). Pracował dla Naval Special Warfare Development Group (NSWDG), inaczej DEVGRU. Do maja 2011 roku szczegóły na temat jednostki Adama - znanej dziś powszechnie jako SEAL Team SIX - nie były potwierdzone ani omawiane przez Pentagon czy Biały Dom. Wszystko zmieniła jedna noc - kiedy to na fali rozgłosu po śmierci Osamy bin Ladena mało znana jednostka znalazła się w centrum uwagi amerykańskiej opinii publicznej.

Kiedy w marcu 2010 roku zespół Adama został przydzielony do operacji Enduring Freedom, SEALsi byli rozrzuceni po całym Afganistanie, gdzie wykonywali szereg zadań powierzonych im przez generałów i admirałów kierujących operacjami strategicznymi. Adam wraz z częścią swojego zespołu stacjonował w bazie szturmowej w odległym zakątku północnego Afganistanu. Ten region, ciągnący się wzdłuż granicy z Pakistanem, po niemal ośmiu i pół roku walki z terroryzmem wciąż stanowił azyl dla wszelkiej maści afgańskich bojowników, zagranicznych dżihadystów i komórek terrorystycznych - często działających w porozumieniu. Były to tereny tak zwanych HVT (High Value Target), czyli celów dużego znaczenia; akcje w tym regionie niemal zawsze kończyły się zdobyciem cennych informacji wywiadowczych, co prowadziło do dalszej neutralizacji rebelii wymierzonej w afgański rząd i gromadzenia kolejnych elementów układanki, które ostatecznie doprowadziły do namierzenia kryjówki Osamy bin Ladena.

Od schyłku 2009 roku siatki wywiadowcze tropiły w prowincji Kunar talibańskiego przywódcę ochrzczonego kryptonimem "Cel Lake James", który brał na siebie odpowiedzialność za śmierć wielu żołnierzy koalicji. Zgodnie z najnowszymi doniesieniami "James" zaplanował uderzenie na batalion U.S. Army (wojsk lądowych Stanów Zjednoczonych) przygotowujący się do przemieszczenia z obecnej pozycji w dolinie rzeki Pēch. Dolina ta była śmiertelnie niebezpiecznym terenem. Bojownicy mogli atakować siły koalicji, a następnie wycofywać się do górskich twierdz - wiosek i dolin zamieszkanych przez ludzi, którzy często nigdy nie widzieli Amerykanina na oczy. Istniały granice, za którymi bojownicy czuli się bezkarni, wiedzieli bowiem, że nie będą tam ścigani.

Wkrótce miało się to zmienić. Wywiadowi udało się namierzyć miejsce pobytu "Jamesa" - kompleks zabudowań w odizolowanej wiosce w górskim dystrykcie Chapa Dara prowincji Kunar. I mimo że wioska ta leżała daleko za umownymi "bezpiecznymi granicami" bojowników, Adam i jego koledzy planowali pojmać lub zabić "Jamesa".

Najpierw oglądali fotografie kompleksu. Potwierdzanie szczegółów rzeźby terenu i charakterystyki zabudowań zawsze było wyzwaniem, dopóki SEALsi nie dotarli w rejon operacji, ale miejsce pobytu "Celu" wyglądało podobnie do setek innych kompleksów, które zespół Adama zdobywał podczas licznych zmian w Afganistanie. Obserwacja doliny ujawniła obecność mężczyzn uzbrojonych w karabinki, głównie AK-47, a także lekką broń maszynową i granatniki przeciwpancerne. Mężczyźni na zdjęciach byli w wieku poborowym, co w przeszłości oznaczało facetów z brodami. Jednakże ostatnimi czasy bojownicy i dżihadyści zaczęli się golić, żeby wyglądać młodziej, a czasem nawet nosili burki, chcąc upodobnić się do kobiet i zwiększyć swoje szanse na ucieczkę. Z tych względów trudno było precyzyjnie określić liczbę uzbrojonych przeciwników.

W kluczowym kompleksie o różnych porach dnia i nocy przebywało około sześciu mężczyzn, sześć kobiet i sześcioro dzieci. Spodziewano się, że "James" i jego ludzie nie dadzą się pojmać i będą stawiać opór, dlatego obecność cywilów komplikowała sytuację. Doświadczenia z przeszłości pokazywały, że wróg nie miał oporów, żeby wykorzystywać zarówno kobiety, jak i dzieci w roli żywych tarcz, ale to też nikogo szczególnie nie martwiło - SEALsów szkolono, żeby radzili sobie z takimi sytuacjami.

Co innego sprawiało, że "Cel Lake James" zaliczono do trzech najtrudniejszych misji tej wojny (dowództwo określiło ją nawet jako "zuchwałą"). Zlokalizowane w wąskiej dolinie, głęboko w zalesionych górach, zabudowania były ze wszystkich stron otoczone przez wroga, który stawiał swoje domy na skalistych klifach i na stromych zboczach, często przekształcanych w tarasy. Oznaczało to, że SEALsi nie mogli tam wlecieć i wylądować lub zjechać po linie, wykonać misję i odlecieć, jak zwykle działali. Musieli dostać się do celu pieszo, przebywając znaczną odległość na wyjątkowo trudnym, zajętym przez wroga terenie, uderzyć w cel, a następnie przejść do strefy lądowania śmigłowca (HLZ - Helicopter Landing Zone).

Adam i jego zespół byli gotowi zrobić wszystko, byleby nie zaalarmować wioski, do której zmierzali, ani pozostałych mieszkańców doliny. Rzecz jasna wiązało się to z koniecznością cichego działania - używania wytłumionej broni oraz noży, żeby zabić lub pojmać wskazanego człowieka. Po wykonaniu misji mieli przetrząsnąć teren w poszukiwaniu informacji wywiadowczych, aresztować cywilów i udać się do strefy lądowania.

Gdyby sytuacja zmusiła zespół do wysadzania drzwi i walki z wrogiem, hałasy usłyszałaby cała dolina i z domów wypadliby bojownicy, strzelając gdzie popadnie. Rozgorzałaby bitwa, która trwałaby przez całą drogę aż do strefy lądowania, czyli trzydzieści do sześćdziesięciu minut szybkiego marszu. SEALsi wiedzieli, że tak długi czas pod ostrzałem będzie się ciągnąć w nieskończoność.

Znacznie łatwiejszym sposobem na wyeliminowanie "Jamesa" wydawało się zrzucenie bomby, ale to też nie wchodziło w grę, ze względu na kobiety i dzieci przebywające w kompleksie, a także okolicznych domach. Niezbędne było precyzyjne, chirurgiczne uderzenie wycelowane w jednego bojownika i jego siatkę, która, pozostawiona samej sobie, wciąż nękałaby siły Ameryki i koalicji. Ta jedna rzecz nie ulegała wątpliwości.

Przygotowując sprzęt na misję, Adam złożył flagę stanu Arkansas, którą dostał od swojego brata, Shawna. Zawsze zabierał ją do boju i nosił dumnie między mundurem i kamizelką kuloodporną.

Każdy SEAL, który kiedykolwiek miał do czynienia z Adamem, szybko dowiadywał się, skąd pochodzi ten mężczyzna. Adam kochał swój dom całym sercem.

- To jedyny samowystarczalny stan w Ameryce - opowiadał, tłumacząc swoją teorię "bańki Arkansas". - Można by go zamknąć w bańce, odciąć od całego importu reszty świata i nie dość, że dalibyśmy sobie radę, to jeszcze dobrze byśmy jedli i prosperowali.

Jedyne, czego brakowało Arkansas, to dostęp do oceanu. Zanim w 1999 roku Adam Brown trafił na skrajnie wyczerpujący, dwudziestosiedmiotygodniowy kurs BUD/S marynarki wojennej, pływał w morzu zaledwie kilka razy. Na początku kursu jeden z instruktorów oznajmił grupie:

- Reputacja, na którą tutaj zapracujecie, trafi za wami do waszych przyszłych zespołów. Ona was zdefiniuje.

Reputacja Adama niewątpliwie go definiowała, choć historie, które uczyniły go legendą, pochodziły z czasów poprzedzających kurs BUD/S - z południowych poligonów życia w miasteczku Hot Springs w Arkansas. To tam zasłużył sobie na przydomek "Psychol", biorąc się za bary z najpotężniejszymi zawodnikami malutkiej drużyny futbolowej, tam odważnie stawił czoło załadowanej śrutówce, skoczył do jeziora z samochodu przejeżdżającego mostem międzystanowym, uratował drugiemu człowiekowi życie, wymknął się obławie i przeprowadzał pierwsze nocne szturmy. Steve Anderson, trener futbolu ze szkoły średniej Adama, mówił:

- Ten chłopak robił rzeczy, jakie robią Navy SEALs, na długo zanim zasilił ich szeregi.

Podobną reputację miał później wśród kolegów z DEVGRU.

- Można było odnieść wrażenie, że Adam nie zna strachu - stwierdził Kevin Houston.

- Twardy jak skała - opisywał go Brian Bill.

Heath Robinson porównał Adama do podrasowanego silnika bez regulatora obrotów:

- Był jak maszyna, otwarty we wszystkim, co robił, zawsze na pełnym gazie.

Z takim podejściem do życia wiązały się liczne kontuzje i urazy, ale, jak mówił Dave Cain - SEAL, który był z Adamem w Afganistanie, gdy ten zmiażdżył sobie palce: "znosił ból lepiej niż ktokolwiek inny. Jeśli go w ogóle czuł".

W rzeczywistości Adam czuł ból. Mnóstwo bólu. Był po prostu niesamowicie zdeterminowany i wytrzymały, a obie te cechy objawiły się już w chwili jego narodzin.

- Adam przyszedł na świat z bolesnym urazem - tłumaczyła jego matka, Janice. Zgodnie ze słowami jego ojca, Larry’ego, Adam był gotowy do narodzin już trzy minuty po swojej siostrze bliźniaczce, Mandzie. Jak się jednak okazało, "lekarz stwierdził położenie pośladkowe dziecka. Musiał mu wybić ramię, żeby mógł się urodzić".

- Prawie nie płakał - opowiadała Janice. - Po porodzie lekarz nastawił mu ramię i choć Manda wciąż łkała, przestraszona tym nowym, zimnym i jasnym światem, malutki Adam był cichy. Rozglądał się jakby z zaciekawieniem, a jego oczy zdawały się mówić: "No dobrze, co tu jeszcze dla mnie macie?".

Patroni medialni książki "Nieustraszony" to Sprzymierzeni z GROM, Polska Zbrojna, Militaria.pl i Special ops.

(MN)