Moskiewskie biuro Samsunga - odpowiedzialne za prace nad sztuczną inteligencją - stworzyło tak zwany deepfake. Z pomocą aktorki i po analizie przez algorytmy obrazu Leonarda Da Vinci - "ożywiono" m.in. Mona Lisę. Znana kobieta z enigmatycznym uśmiechem stroi teraz inne miny.

Deepfake to manipulowanie wizerunkiem danej osoby z wykorzystaniem algorytmów tzw. maszynowego uczenia się. Nie jest to nowość. W ubiegłym roku głośno było o nagraniu Baracka Obamy, który przez kilka minut plecie głupoty. Jako ścieżkę dźwiękową wykorzystano starsze nagrania, odpowiednio wszystko zmontowano - z dokładną mimiką i gestami. Niektórzy dali się nabrać. Czym wyróżnia się deepfake z Mona Lisą?

W tym przypadku nie było analizy nagrań wideo. Wykorzystano jedynie nagranie aktorki i obraz Leonarda Da Vinci. W ten sposób "ożywiono" też zdjęcie m.in. Marilyn Monroe, czy Alberta Einsteina. Autorzy tego nagrania zdają sobie sprawię, że ta technologia może być używana do tworzenia różnych "fejków", które mogą być też groźne. Zdajemy sobie sprawę, że nasza technologia może mieć negatywny wpływ na tak zwane filmy "deepfake" - czytamy w oświadczeniu autorów.

Czy faktycznie jest się czego obawiać? Warto sobie przypomnieć nagranie deepfake z udziałem dziesięciu światowych liderów. Widzimy, jak Donald Trump, Władimir Putin, czy Kim Dzong Un śpiewają piosenkę "Imagine" Johna Lennona. Eksperci od cyberbezpieczeństwa podkreślają, że mimo, iż w kinie od lat mamy efekty specjalne, nie wszyscy mogą zdawać sobie sprawę, że zwykłe wideo w internecie może być tak dobrze spreparowane.

Opracowanie: