Bilans krwawego ataku na głównym placu Liege wzrósł do 5 zabitych. W nocy w szpitalu zmarło ranne niemowlę. Aż 123 osoby zostały ranne. Ciągle nie wiadomo, dlaczego 33-letni mężczyzna obrzucił granatami ludzi czekających na przystanku, a potem zaczął do nich strzelać.

W ataku, do którego doszło na placu, gdzie odbywał się przedświąteczny jarmark, zginęli też: 17-latek, 17-letnia dziewczyna i 75-letnia kobieta. Nie żyje również zamachowiec. Świadkowie twierdzą, że popełnił samobójstwo - strzelił sobie w głowę.

Przedstawicielka prokuratury w Liege Danielle Reynders powiedziała, że mężczyzna był już karany. W 2008 roku skazano go na kilkuletnie więzienie za posiadanie broni i uprawianie konopi indyjskich. Trudnił się także paserstwem i odsiadywał karę więzienia za przestępstwa na tle obyczajowym. Śledczy podkreślają również, że nigdy wcześniej nie zaobserwowano u niego żadnych zaburzeń psychicznych.

Według belgijskiej prasy, napastnik miał wczoraj zostać przesłuchany przez prokuratora. Chodziło właśnie o nielegalnie posiadaną przez niego broń, którą niedawno po raz kolejny odkryto w czasie rewizji w jego domu.

Prokuratura zapewnia, że nie chodziło o zamach terrorystyczny. Zdementowała również pogłoski o tym, że sprawca chciał wywołać panikę wśród przechodniów po to, by ułatwić ucieczkę gangstera z pobliskiego gmachu sądowego.