Po ponad sześciomiesięcznej przerwie spowodowanej epidemią koronawirusa przed sądem w Londynie wznowiono proces w sprawie ekstradycji do USA Juliana Assange'a, założyciela demaskatorskiego portalu WikiLeaks.

W poniedziałek prowadząca rozprawę sędzia Vanessa Baraitser odrzuciła wnioski obrony o to, by nie brać pod uwagę nowych zarzutów przedstawionych w czerwcu przez władze USA, jak również o dalsze odroczenie rozprawy do stycznia, aby obrońcy Assange'a mogli się z nimi dokładniej zapoznać.

W czerwcu amerykańska prokuratura rozszerzyła zakres postawionych wcześniej Assange'owi 18 zarzutów, ale nie dodała nowych. Władze USA domagają się ekstradycji założyciela WikiLeaks w związku z włamaniem się do komputerów Pentagonu, nielegalnym zdobyciem i ujawieniem setek tysięcy tajnych dokumentów. Grozi mu za to kara do 175 lat więzienia.

Obrońcy Assange'a argumentowali, że rozszerzone zarzuty zostały przedstawione w ostatniej chwili, bez żadnego uprzedzenia, a w związku z obostrzeniami wprowadzonymi z powodu epidemii koronawirusa nie mieli możliwości osobistego kontaktowania się ze swoim klientem.

Sędzia Baraitser oświadczyła jednak, że te rozszerzone zarzuty muszą być brane pod uwagę w kontekście całego procesu ekstradycyjnego, przypomniała też obrońcom, że w sierpniu zaproponowała im możliwość przełożenia rozprawy, z czego jednak nie skorzystali.

Rozprawa ekstradycyjna Assange'a zaczęła się w lutym, ale już w marcu została odłożona z powodu epidemii. Jak się oczekuje, przesłuchania przed sądem potrwają cztery tygodnie, a decyzja w sprawie ekstradycji zapadnie po kolejnych kilku tygodniach. Niezależnie od tego, jaka ona będzie, prawdopodobnie nie zakończy sprawy, bo należy się spodziewać, że przegrana strona złoży apelację.

Podobnie jak przed każdym dniem pierwszej fazy procesu, przed sądem demonstrowała grupa zwolenników założyciela WikiLeaks, którzy argumentowali, że jest bojownikiem o wolność słowa, a działalność portalu przyczynia się do ujawniania niezgodnych z prawem działań władz.