"Większość z nas obawia się bankructwa kraju i wszyscy o tym rozmawiają, ale na razie to tylko atak spekulantów, poza tym nic się nie zmieniło" - twierdzi Claudio - Włoch pracujący w dużej firmie informatycznej w Rzymie, z którym rozmawiał nasz reporter. Po tym, jak kurs franka szwajcarskiego poszybował w górę, kredytobiorców zżera niepokój. Wszystko to przez niepewność dotyczącą Włoch, które mogą mieć problem ze spłatą swego gigantycznego zadłużenia.

Claudio podkreśla, że najgorsza jest niepewność. Ceny wielu produktów idą w górę, a płace nie. Młodzi ludzie mają ogromne kłopoty ze znalezieniem jakiejkolwiek pracy. Mimo że na ulicach nie odczuwa się, że Europa bacznie się Włochom przygląda, to jednak jest to główny temat rozmów w każdym biurze, kawiarni i domu. Myślę, że po Grecji i Hiszpanii, Włochy zostały zaatakowane przez spekulantów. To także wina naszych polityków i rządu, który nie radzi sobie najlepiej - uważa Claudio. Przyznaje, że owszem, ich kraj jest poważnie zadłużony, ale rząd ma na czym oszczędzać. Powinien np. obciąć wydatki polityków. Nie o 10 proc., jak to zrobiono, ale o połowę.

I chociaż na razie nie zauważył, by jego sytuacja się pogorszyła, to obawa o przyszłość jest dość powszechna. A jeszcze gorsza jest myśl, że tylko politycy, do których mieszkańcy Włoch nie mają za grosz zaufania, mogą coś z tym zrobić.