Szef Departamentu Obrony USA Jim Mattis odchodzi ze stanowiska. W piśmie do Donalda Trumpa wyjaśnił, że rezygnuje, by prezydent mógł powołać na stanowisko szefa Pentagonu człowieka o poglądach "bardziej zbieżnych" z jego własnymi. Warto zauważyć, że Trumpa i Mattisa miała poróżnić ostatnio kwestia Syrii: "Washington Post" doniósł w czwartek, że prezydent podjął decyzję o wycofaniu amerykańskich sił z tego kraju wbrew opinii szefa Pentagonu i doradców wojskowych oraz ds. bezpieczeństwa.

Szef Departamentu Obrony USA Jim Mattis odchodzi ze stanowiska. W piśmie do Donalda Trumpa wyjaśnił, że rezygnuje, by prezydent mógł powołać na stanowisko szefa Pentagonu człowieka o poglądach "bardziej zbieżnych" z jego własnymi. Warto zauważyć, że Trumpa i Mattisa miała poróżnić ostatnio kwestia Syrii: "Washington Post" doniósł w czwartek, że prezydent podjął decyzję o wycofaniu amerykańskich sił z tego kraju wbrew opinii szefa Pentagonu i doradców wojskowych oraz ds. bezpieczeństwa.
Szef Departamentu Obrony USA James Mattis (w środku) i prezydent USA Donald Trump /JIM LO SCALZO /PAP/EPA

W liście Mattis podkreślił wielką wagę, jaką przywiązywał do amerykańskich sojuszy, i potrzebę prezentowania "jednoznacznego" stanowiska w relacjach z takimi krajami jak Chiny czy Rosja.

Ponieważ ma Pan prawo pracować z Sekretarzem Obrony, którego poglądy w tych i innych kwestiach będą bardziej zbieżne z Pańskimi, uważam, że słuszne będzie z mojej strony ustąpienie ze stanowiska - zaznaczył Jim Mattis w liście do Donalda Trumpa.

"Washington Post": Decyzja o wyjściu z Syrii była wręcz "oczywistą naganą dla sekretarza obrony"

O rozbieżności poglądów prezydenta i szefa Pentagonu napisał w czwartek "Washington Post".

Dziennik doniósł, że Trump - który wycofanie amerykańskiego kontyngentu z Syrii uzasadnił interesami Stanów Zjednoczonych - podjął tę nieoczekiwaną decyzję, mimo iż doradcy wojskowi i ds. bezpieczeństwa narodowego już kilka miesięcy wcześniej ostrzegali go, że taki krok byłby "nagły i nierozsądny".

W środę Trump ostatecznie ogłosił, że USA wyjdą z Syrii, znowu - jak zaznacza "Washington Post" - "wbrew zdaniu tych samych doradców, którzy ostrzegali go w kwietniu, że Rosja i Iran wzmocnią swoje pozycje w Syrii, gdy tylko znikną" stamtąd Amerykanie.

W innym artykule dziennik zwraca uwagę, że przeciwnikiem takiego posunięcia był przede wszystkim Jim Mattis, który niegdyś należał do najbardziej wpływowych doradców prezydenta.

Według "Washington Post", który powołał się na rozmowy z obecnymi i byłymi członkami administracji Trumpa, ogłoszenie decyzji ws. Syrii było wręcz "oczywistą naganą dla sekretarza obrony", który przekonywał, że mały kontyngent amerykański powinien pozostać w tym kraju, ponieważ "misja antyterrorystyczna nie jest zakończona".

Co ciekawe, rozmówcy waszyngtońskiej gazety byli zdania, że Trump będzie chciał pozbyć się Mattisa - ostatniego z grona doradców, których - jak zaznaczył dziennik - prezydent nazywał niegdyś "swoimi generałami".

Jak podsumował "Washington Post": z administracji Donalda Trumpa odeszli już dwaj byli doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Michael Flynn i H. R. McMaster, szef kancelarii prezydenta John Kelly opuści Biały Dom z końcem roku, a Jim Mattis został zmarginalizowany.

Puentę dla tych doniesień napisał - jak już wiemy - ich bohater: zaledwie kilka godzin po opublikowaniu przez waszyngtońską gazetę jej ustaleń Jim Mattis ogłosił swą rezygnację.